Odpowiedź:
Wyjaśnienie:
Było przed piątą. Rozmawiamy, nagle strzelanina. Słychać działa. Aż krzyk: Hurraaa... - .. Powstanie - od razu powiedzieliśmy sobie, tak jak i wszyscy w Warszawie. Bo tego słowa nie używało się przedtem w życiu. Już nudziło. A tu raptem jest, i to takie z „hurraaa" i tłumem na lubudu. To ,hurraaa" i łubudu to było zdobycie Sądów na Ogrodowej. Padał deszcz. Pilnowaliśmy, co tylko da się widzieć. Okna Ireny wychodziły na drugie podwórze z czerwonym murkiem na końcu, za tym murkiem szło aż do Ogrodowej jeszcze jedno podwórze z tartakiem, szopą z kupą desek, z wózkami. Patrzymy, a tu ktoś chyba w niemieckiej tygrysce, w furażerce, z opaską przeskakuje przez ten czerwony murek z tamtego podwórza na nasze. Skoczył na nasz śmietnik z klapą. - Pierwszy powstaniec! - krzyknęliśmy.