Odpowiedź :
Było już po zmroku, gdy do mojej pustelniczej chaty ktoś zapukał. Poświeciłem, by zobaczyć gościa i aż się cofnąłem z przestrachem. Stary już ze mnie człowiek, ale coś takiego pierwszy raz widziałem. U drzwi stała kobieta blada jak trup, cała drżąca, z sinymi ustami, przypominała upiora. Zapytałem co ja sprowadza do mnie o tej porze, w tak złą pogodę. Okazało się, że to właścicielka pobliskiego zamku za stawem. Jej mąż wyruszył z królem Bolesławem na Ruś. Jednak ona nie umiała dochować wierności swojemu małżonkowi, dlatego gdy wrócił, bojąc się, że odkryje zdradę, zabiła go własnoręcznie. Potem zaś pogrzebała, a na grobie zasiała lilie. Teraz przerażona swym czynem przybiegła do mnie pokazując zakrwawiony nóż i ręce. Bała się boskiej kary i prosiła, bym wskazał pacierze, jakimi może odkupić swą zbrodnię. Widząc, że nie żałuje swego czynu, a tylko lęka się kary, odesłałem ją z powrotem.