Napisz czy poniższe elementy wystąpiły w opowiadaniu pt. ,, Bajka o maszynie cyfrowej co ze smokiem walczyła", a jeśli tak to podaj przykłady.

- elementy magiczne, nasycone cudownością

- mieszanie się mocy pozaziemskich, duchów, bogów w życie ludzi

- pouczenie, morał

- umieszczanie świata przedstawionego w wyobrażonej przyszłości lub legendarnej przeszłości

Oto opowiadanie:
Król Poleander Partobon, władca Kybery, był wielkim wojownikiem, a że metodom strategii nowoczesnej hołdował, cenił nade wszystko cybernetykę, jako sztukę wojenną.

Królestwo jego roiło się od maszyn myślących, bo Poleander rozmieszczał je wszędzie, gdzie tylko mógł; nie to, że w obserwatoriach astronomicznych lub w szkołach, ale w kamienie na drogach móżdżki kazał wprawiać elektryczne, które wielkim głosem przechodnia ostrzegały, aby się nie potknął; także w słupy, w mury, w drzewa, aby wszędzie dało się drogi dopytać; podczepiał je chmurom,. żeby obwieszczały z góry deszcz, przydał je górom i dolinom, jednym słowem niepodobna było na Kyberze stąpnąć, aby o rozumną maszynę nie zawadzić. Pięknie było' na planecie, bo król nie tylko dekretami nakazywał to, co istniało dawniej, cybernetycznie doskonalić, ale i nowe całkiem wprowadzał ustawami porządki. Tak więc produkowano w jego królestwie cyberaki i cyberosy brzęczące, a nawet cybermuchy; te pająki chwytały mechaniczne,. gdy nazbyt obrodziły.

Szumiały na planecie cybergąszcze cybergajów, śpiewały cyberszafy i cybergęśle — a oprócz tych urządzeń cywilnych dwakroć więcej było wojskowych, ponieważ król bitnym był niezmiernie dowódcą. Miał on w podziemiach pałacowych strategiczną maszynę cyfrową, niezwykłej wprost waleczności; miał i pomniejsze, poza tym dywizje cyberkaemów, ogromne cybermaty i wszelakiej innej broni, jak również prochu, pełne zbrojownie. Ta jedna tylko doskwierała mu bieda, od której wielce cierpiał, że nie miał żadnych zgoła przeciwników ani wrogów i nikt nie chciał w żaden sposób na państwo jego napaść, w czym by się niechybnie straszliwa odwaga królewska, umysł strategiczny, jak również nadzwyczajna zgoła skuteczność cyberbroni zaraz objawiły. W braku wrogów i napastników prawdziwych kazał król budować inżynierom swoim sztucznych, i z nimi boje wiódł, a zawsze zwycięskie. Że to były prawdziwie straszne pochody i bitwy, niemało szwanku cierpiała na tym ludność. Poddani szemrali, gdy już zbyt wiele cyberwrogów niszczyło ich osady i grody, kiedy syntetyczny nieprzyjaciel płynnym ogniem ich polewał, a nawet wtedy ośmielali się niezadowolenie wyrażać, gdy sam król. jako zbawca ich następując, nieprzyjaciela sztucznego niszcząc, podczas szturmów wszystko, co na jego drodze stało, w perzynę obracał. Narzekali i wtedy, niewdzięcznicy, chociaż działo się to ku ich wyzwoleniu.

Aż znudziły się królowi gry wojenne na planecie i dalej postanowił sięgnąć. Już kosmiczne mu się wojny i pochody marzyły. Miała jego planeta wielki Księżyc, pustynny całkiem i dziki; król nałożył wielkie daniny na poddanych, aby fundusze zyskać, z których zamierzył na Księżycu owym zbudować całe wojska i teatrum wojenne mieć nowe. Chętnie nawet płacili daninę poddani, na to licząc, że nie będzie ich już król Poleander cybermatami wyzwalał ani sił oręża swego na domach ich i głowach próbował. Jakoż zbudowali inżynierowie królewscy wyborną maszynę cyfrową na Księżycu, która miała z kolei natworzyć wojsk wszelkich a broni samopalnej. Król zrazu tak i owak dzielność maszyny próbował; raz zaś nakazał jej telegraficznie, aby elektroskoku dokonała: był bowiem ciekaw, czy prawdą jest, co mówili inżynierowie, że machina ta umie wszystko. Jeśli wszystko umie — tak pomyślał — to niech skacze. Wszelako treść depeszy uległa drobnemu zniekształceniu i maszyna otrzymała rozkaz, iż nie elektroskok, lecz elektrosmok ma przez nią zostać wykonany; i jak najlepiej umiała — wypełniła polecenie.

Wiódł wtedy król jeszcze jedną kampanię, albowiem wyswobadzał prowincje królestwa, przez cyberknechtów zobyte; zapomniał tedy całkiem o wydanym maszynie księżycowej poleceniu, aż tu skały jęły olbrzymie z Księżyca lecieć na planetę; zdumiał się król, bo i na skrzydło pałacu jedna spadła i kolekcję cybernalów mu zniszczyła, krasnalów ze sprzężeniem zwrotnym, i wielce zgniewany natychmiast do maszyny księżycowej zatelegrafował, jak śmie tak postępować. Ona jednak nie odpowiedziała, bo już jej i na świecie nie było: smok ją pochłonął i na własny ogonprzerobił.

Posłał król zaraz na Księżyc całą wyprawę zbrojną, na jej czele inną postawił maszynę cyfrową, też bardzo mężną, aby smoka zgładziła, ale tylko błysło, huknęło, i już było po maszynie i po wyprawie; elektrosmok wojował bowiem nie na niby, lecz całkiem naprawdę, i najgorsze miał zamiary wobec królestwa i króla. Słał król na Księżyc generałów-cyberałów, pułkowników- cyberników, wysłał na sam koniec jednego cyberissimusa nawet, ale i ten niczego nie dokonał; tylko nieco dłużej kotłowanina trwała, którą przez lunetę, ustawioną na tarasie pałacowym, król oglądał.

Smok rósł, Księżyc stawał się coraz to mniejszy, ponieważ potwór pożerał go po kawałku i na własne przerabiał ciało. Widział więc król, a z nim poddani jego, że źle jest, bo kiedy już gruntu pod stopami elektro smokowi nie stanie, niechybnie się na planetę i na nich rzuci. Troskał się bardzo król, ale nie widział rady, i nie wiedział, co czynić. Maszyny wysyłać źle, bo przepadną, a samemu ruszyć też niedobrze, bo straszmo. Naraz usłyszał król, a była noc głucha, jak aparat telegraficzny w sypialni tronowej postukuje. Był to aparat królewski, cały złoty z brylantowym pisakiem, z Księżycem połączony; zerwał się król i bieży; aparat zaś raz po razie stuk-puk, stuk-puk, i taki telegram wystukał: „Elektrosmok depeszuje, że precz ma się wynosić Poleander Partobon, bo on, smok, na tronie jego usiąść zamierza!"

Przeraził się król, zadrżał cały i jak stał, w nocnym stroju gronostajowym, w pantoflach, zbiegł do pałacowych podziemi, gdzie znajdowała się maszyna strategiczna, stara i bardzo mądra. Nie pytał jej dotąd o radę, bo jeszcze przed powstaniem elektrosmoka był się z nią pokłócił na temat pewnej operacji wojennej; teraz jednak nie do waśni mu było, chciał tron i życie ratować!

Włączył ją, a ledwo się nagrzała, zawołał:

— Moja maszyno cyfrowa! Moja dobra! — jest tak a tak, elektrosmok pragnie mnie tronu pozbawić, z królestwa wyrzucić, ratuj i mów, co czynić, aby go pokonać?!

— Ach, me — odparła maszyna cyfrowa — pierwej musisz mi rację przyznać w tamtej sprawie, a poza tym życzę sobie, abyś nie inaczej mnie tytułował, jak Wielkim Hetmanem Cyfrowym, przy czym możesz także mówić do mnie: „Wasza Ferromagnetyczność"!

— Dobrze, dobrze, mianuję cię Wielkim Hetmanem i godzę się, na co tylko chcesz, ale ratuj!

Zabrzęczała maszyna, zaszumiała, odchrząknęła i rzekła:

— Rzecz jest prosta. Należy zbudować elektrosmoka, potężniejszego niż ten, który na Księżycu siedzi. Pokona on księżycowego, połamie mu wszystkie gnaty elektryczne i w ten sposób dopnie się celu!

— Ach, to doskonale! — odparł król. — A czy możesz sporządzić mi plan tego smoka?

— Będzie to supersmok — rzekła maszyna. — Nie tylko plany umiem sporządzić, ale i jego samego, co zaraz uczynię, ale zaczekaj chwilkę, królu! — I w samej rzeczy zaszusciła, zahuczała, zajaśniała składając coś w swym wnętrzu i już coś, jak pazur olbrzymi, elektryczny, płomienisty, wysunęło się jej z boku, kiedy król zakrzyknął:

— Stara maszyno cyfrowa, stój!

— Jak się do mnie odzywasz? Jestem Wielkim Hetmanem Cyfrowym!

— A, prawda — rzekł król. — Wasza Ferromagnetyczność, przecież elektrosmok, którego sporządzisz, pokona tamtego smoka, ale sam pewno zostanie na jego miejscu, jakże będzie można jego z kolei usunąć?!

— Sporządzając innego, następnego, jeszcze potężniejszego — wyjaśniła maszyna.

— Ależ nie! nie rób wobec tego nic, proszę, cóż mi z tego, że na Księżycu będą smoki coraz straszliwsze, kiedy ja tam żadnego nie chcę!

— A, to inna rzecz — odparła maszyna — czemuś mi tego od razu nie powiedział? Widzisz, jak nielogicznie się wyrażasz?

Czekaj... muszę się namyślić.

I huczała, brzęczała, szumiała, aż odchrząknęła i rzekła:

— Należy sporządzić antyksiężyc z antysmokiem, wprowadzić na orbitę Księżyca (tu coś w niej chrupnęło), kucnąć i zaśpiewać:

Jam jest robot młody,
nie boję się wody,
bo gdzie woda,
to ja hyc,
nie boję się
nic a nic,
od nocy do rana,
danaż moja dana!!


— Dziwnie mówisz — rzekł król — co ma wspólnego antyksiężyc z tymi śpiewami o młodym robocie?

— O jakim robocie? — spytała maszyna. — Ach, nie, nie, pomyliłam się, mam wrażenie, że szwankuje mi coś w środku, musiałam się gdzieś przepalić. — Zaczął król szukać tego przepalenia, aż znalazł pękniętą lampę, wstawił nową, i spytał maszynę, co robić z antyksiężycem.

— Z jakim antyksiężycem? — spytała maszyna, która tymczasem zapomniała, co mówiła przedtem. — Nie wiem nic o antyksiężycu... czekaj, muszę się zastanowić.

Zaszumiała, pobrzęczała i rzekła:

— Należy stworzyć ogólną teorię zwalczania elektro-smoków, której smok księżycowy będzie wypadkiem szczególnym, bardzo łatwym do rozwiązania.

— A więc stwórz taką teorię! — rzekł król.

— W tym celu muszę pierwej stworzyć rozmaite próbne elektrosmoki.

— Ależ nie! dziękuję bardzo! — zawołał król — smok chce pozbawić mnie tronu, a co dopiero będzie, jeśli narobisz ich mnóstwo!

— Tak? No, wobec tego należy uciec się do innego sposobu. Zastosujemy wariant strategiczny metody kolejnych przybliżeń. Idź i zadepeszuj smokowi, że oddasz mu tron pod warunkiem, że wykona trzy operacje matematyczne, całkiem proste...

Król poszedł i zatelegrafował, a smok zgodził się. Wrócił król do maszyny.

— Teraz — rzekła — powiedz mu, jakie ma wykonać pierwsze działanie: niech podzieli się przez siebie samego!

Uczynił to król. Elektrosmok podzielił się przez siebie, ale że w jednym elektrosmoku mieści się tylko jeden elektrosmok, pozostał dalej na Księżycu i nic się nie zmieniło.

— Ach, co też zrobiłaś najlepszego — zawołał król, wbiegając do podziemi tak szybko, aż mu pantofle spadały — smok podzielił się przez siebie, ale że jeden mieści się w jednym raz, nic się nie zmieniło!

— Nie szkodzi, zrobiłam tak umyślnie, to operacja odwracająca uwagę — rzekła maszyna. — Teraz powiedz mu, niech wyciągnie z siebie pierwiastek! — Król zatelegrafował na Księżyc, a smok zaczął ciągnąć, ciągnął, ciągnął, aż cały zatrzeszczał, zasapał się, zadygotał, ale nagle puściło — i wyciągnął z siebie pierwiastek!

Wrócił król do maszyny.

— Smok trzeszczał, dygotał, nawet zgrzytał, ale wyciągnął pierwiastek i dalej mi zagraża! — wołał od progu. — Co teraz robić, stara ma... to jest Wasza Ferromagnetyczność?!

— Bądź dobrej myśli — rzekła — teraz powiedz mu, aby się od siebie odjął!

Pomknął król do sali sypialnej, zatelegrafował, smok zaś zaczął się od siebie odejmować, najpierw odjął sobie ogon, potem nogi, potem korpus, a wreszcie, gdy widział, że coś nie tak, zawahał się, ale z samego rozpędu odejmowanie szło dalej, odjął sobie głowę i zostało zero, czyli nic: nie było już elektrosmoka!

— Nie ma już elektrosmoka — zawołał radośnie król, wbiegając do podziemi — dzięki ci, stara maszyno cyfrowa... dzięki... napracowałaś się... zasłużyłaś na odpoczynek, więc cię teraz wyłączę.

— O, nie, mój drogi — odparła maszyna. — Już zrobiłam swoje i chcesz mnie wyłączyć, i nie nazywasz mnie już Waszą Ferromagnetycznością?! O, bardzo nieładnie! Teraz ja przemienię się sama w elektrosmoka, mój kochany, i wypędzę cię z królestwa, i będę rządzić na pewno lepiej od ciebie, bo i tak zawsze radziłeś się mnie we wszystkich ważniejszych sprawach, a zatem w gruncie rzeczy to ja rządziłam, a nie ty...

I brzęcząc, hucząc, zaczęła się przemieniać w elektrosmoka; już jej płomienne elektropazury wystawały z boków, gdy król, bez tchu z przerażenia, zerwał z nóg pantofle, przyskoczył do niej i zaczął tłuc jej lampy pantoflami, którą popadło! Zabrzęczała, zakrztusiła się maszyna i poplątało się jej w programie — zamiast „elektrosmoka", zrobiła się z tego słowa „elektrosmoła", i na oczach króla maszyna, rzężąc coraz ciszej i ciszej, zmieniła się w ogromną lśniącą bryłę czarnej jak węgiel elektrosmoły, która jeszcze poskwierczała, aż wyszła z niej niebieskimi iskierkami cała elektryczność i przed osłupiałym Poleandrem dymiło tylko wielkie smoliste bajoro...

Odetchnął król, nałożył pantofle i wrócił do sypialni tronowej. Odtąd jednak odmienił się bardzo: przygody, które przeżył, uczyniły usposobienie jego mniej wojowniczym i po kres swych dni zajmował się już wyłącznie cybernetyką cywilną, a wojennej ani tknął.


Odpowiedź :

Odpowiedź:

-elementy magiczne, nasycone cudownoscia -nie jesli chodzi o elementy typowo magiczne , ale jeśli chodzi  o sence fiction to tak

-mieszanie sie mocy pozaziemskich , duchow , bogów w życie -nie

-pouczenie, morał- tak -moral jest taki ze przede wszytkim trzeba uwaznie sluchac zeby sie nie pomylic tak jak ta maszyna , ale tez nie trzebatak dużo wymagać od innych żeby się nie przliczyć

-umieszczenie świata przedstawionego w wyobrażonej przyszłości- tak akcja rozgrywa się w bardzo odległej jak na Stanisława Lema przyszłóści można to zaobserwować przez to , że rozpowszchniane są maszyny myślące, król używa broni cybermagnetycznej , niema krajow lecz planety

Mam nadzieje , że chociaż trochę udało mi się pomóc i że odpowiedź jest dobra :)