Mam na Polski napisać recenzje książki Doroty Terakowskiej
pt. ,,Samotność Bogów,,

Prosiłbym o recenzje nie ściągniętą z internetu, tylko osobiście napisaną.
Za odpowiedź z góry dziękuję...


Odpowiedź :

Akcja Samotności Bogów rozpoczyna się w bezimiennej, puszczańskiej osadzie baśniowo-słowiańskiej, niedawno i wciąż powierzchownie schrystianizowanej. Bezimienny, stary Bóg (później okaże się, że jest to Światowid) powołuje Jona, który, łamiąc chrześcijańskie tabu, wyrusza na drugi brzeg rzeki i dociera do kamiennej postaci Światowida (postaci, nie posągu - ten kamienny olbrzym jest samym Światowidem), która powoli kurczy się i rozpada w miarę, jak ludzie o nim zapominają. Wspina się na jego oblicza - i z każdego z nich trafia do innej epoki: najpierw do naszych czasów (czy raczej nieodległej przyszłości), potem do Francji czasów Joanny d'Arc, Jerozolimy Wielkiego Tygodnia i na koniec - znów do tej "pierwszej" epoki. Wszędzie towarzyszy mu - w różnych rolach - Chłopiec, któremu w pierwszym epizodzie przeszczepił serce mordercy. Musi naprawić swój błąd, ocalić Chłopca. I czyni to, oddając przy tym własne życie. Wraz z nim ostatecznie umiera Światowid, a w rodzinnej wsi Jona - stary szaman i "dobry" ksiądz. Wkrótce potem w lesie za rzeką nie da się już odnaleźć Kamiennej Drogi ani rozpoznać w zarośniętych kamieniach resztek Światowida. Wkrótce i puszcza zostanie wycięta w pień, ustępując przed Cywilizacją.
Opowieść sama w sobie jest ciekawa, opowiedziana bez pośpiechu i sensacyjnej intrygi. Choć nie jest też wolna od usterek: trudno doprawdy zgodzić się, że przeszczepienie serca będzie kiedykolwiek operacją "nie trudniejszą niż skomplikowane usunięcie zęba". Zgrzytem jest też tu andersenowska Królowa Śniegu, domyślna sprawczyni zła w świecie. Niestety, narrację rozwadniają liczne i obszerne dygresje, komentarze odautorskie, wkładane w usta (czy raczej w umysł) głównego bohatera, chłopaka z wiejskiej głuszy, który rozumuje kategoriami postmodernistycznego inteligenta naszych dni.
Te dygresje są po prostu nieznośne. Nie tylko dlatego, że psują książkę pod względem literackim. Przede wszystkim dlatego, że są szeregiem stereotypowych kalek, mających nas przekonać między innymi do tego, że wszystkie religie są równie dobre, ponieważ (sic!) wszystkie są dziełem ludzi. W podtekście przebija się myśl, że chrześcijaństwo, aktywnie zwalczające inne religie, nie jest jednak równie dobre. Wzmacnia ją przeciwstawienie księdza "dobrego" czy też "mądrego" (przyjaźniącego się z pogańskim szamanem) i "głupiego" (gorliwego i nietolerancyjnego w walce ze starą wiarą). Skąd my to znamy... Autorka sugeruje też, że Cywilizacja (nawet Cywilizacja Miłości) jest czymś co najmniej moralnie podejrzanym. A pointuje je zapowiedź zmartwychwstania wszystkich Bogów (tak pisze autorka), w jakich kiedykolwiek wierzono, którzy "zjawią się, by podziękować ludziom za to, iż powołali ich do życia swą wiarą. I przeproszą ludzi, że ich zawiedli, gdyż samo ich Boskie Istnienie nie wystarczyło, aby świat był lepszy". Miałby to być nie Sąd Ostateczny, ale Nowy Początek... Przepraszam, ale albo rybki, albo akwarium: jeśli to my stworzyliśmy Bogów, to chyba też my powinniśmy ich przepraszać, anie oni nas?