Recenzja filmu Dzieci Ireny Sendlerowej...
minium 1,5 kartki może byc więcej


Odpowiedź :

Mamy jako naród dziwną tendencję do rozpamiętywania porażek i zapominania o bohaterach. Czcimy 1 września i Powstanie Warszawskie, zapominając o Powstaniu Wielkopolskim czy częściowo udanym Powstaniu Śląskim.
Dlatego bardzo dobrze, że pojawił się wreszcie film opowiadający dzieje Ireny Sendlerowej – jednaj z największych bohaterek w naszej historii.

Na ekranie widzimy stosunkowo krótki okres życia Sendlerowej – od 1942 r., aż do jej aresztowania przez gestapo rok później. Jednak to właśnie wtedy zorganizowała siatkę ludzi, którzy pomogli jej wyprowadzić ze skazanego na zagładę getta 2,5 tys. żydowskich dzieci. Widzimy na ekranie trudne chwile, momenty zwątpienia, śmierć i tragedię Żydów. Ale ani przez moment nie widzimy wahania głównej bohaterki.

Oglądając film trzeba mieć w pamięci, że w Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci. W żadnym innym kraju pomoc ofiarom holocaust nie była karana tak surowo.
Recenzja filmu „Dzieci Ireny Sendlerowej”

Jedna z największych polskich bohaterek. Przez wiele lat zapomniana, niedoceniana. Z narażeniem życia ratowała żydowskie dzieci w czasie II wojny światowej. Historię Ireny Sendlerowej opowiada koprodukcja polsko-amerykańska.

Mamy jako naród dziwną tendencję do rozpamiętywania porażek i zapominania o bohaterach. Czcimy 1 września i Powstanie Warszawskie, zapominając o Powstaniu Wielkopolskim czy częściowo udanym Powstaniu Śląskim.
Dlatego bardzo dobrze, że pojawił się wreszcie film opowiadający dzieje Ireny Sendlerowej – jednaj z największych bohaterek w naszej historii.

Na ekranie widzimy stosunkowo krótki okres życia Sendlerowej – od 1942 r., aż do jej aresztowania przez gestapo rok później. Jednak to właśnie wtedy zorganizowała siatkę ludzi, którzy pomogli jej wyprowadzić ze skazanego na zagładę getta 2,5 tys. żydowskich dzieci. Widzimy na ekranie trudne chwile, momenty zwątpienia, śmierć i tragedię Żydów. Ale ani przez moment nie widzimy wahania głównej bohaterki.

Oglądając film trzeba mieć w pamięci, że w Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci. W żadnym innym kraju pomoc ofiarom holocaust nie była karana tak surowo.

Film został zrealizowany na Łotwie. Ocalałe zabytkowe centrum Rygi udawało Warszawę, której stare budynki zostały zniszczone po Powstaniu Warszawskim. Twórcy zadbali o historyczne detale. Z dużą dbałością odtworzyli klimat polskich ulic pod okupacją. Na ulicach niemiecki przeplata się z polskim, a w getcie słychać jidysz.

W oryginale film został nagrany po angielsku. W polskich kinach oglądamy wersję dubbingowaną. Niestety, dubbing nigdy nie będzie tak dobry jak oryginalna ścieżka dźwiękowa. Momentami brzmi nieco sztucznie, ale to największy zarzut, jaki mogę postawić filmowi.
Brakuje mi też trochę „tła”. Lepszego wyjaśnienia czym była Żegota (jedyna organizacja w okupowanej Europie, zajmująca się pomocą Żydom), kilku detali z historii II wojny światowej. Obcokrajowcom, a zwłaszcza Amerykanom, może być trudno zrozumieć bez tego niektóre sceny.

Film naprawdę robi wrażenie. Nie ma zbędnej brutalności, sceny mordów i tortur przedstawione są w sposób, który pozostawia wiele naszej wyobraźni. Z drugiej strony świetnie pokazane jest getto – jego bieda i cały tragizm. Mam nadzieję, że film zrobi sporo dla likwidacji wyobrażeń o „polskim antysemityzmie”. Całe szczęście, że nie jest to cukierkowa laurka. I wśród Polaków i wśród Żydów znajdują się „ci źli”. Ale większość naszych rodaków to postacie zdecydowanie pozytywne.

W roli Ireny Sendlerowej występuje Anna Paquin. Jako dziecko dostała Oscara za rolę w „Fortepianie”. Ostatnio była bardziej znana z filmów lżejszych (trzy części „X-menów”). Tą rolą pokazuje, że wciąż sprawdza się w bardziej kameralnych filmach, z mniejszą ilością efektów specjalnych. Wielka szkoda, że nie możemy posłuchać jej głosu w wersji dubbingowanej.

Wspólnie z nią na ekranie pojawia się plejada polskich aktorów. Warto wspomnieć o drugoplanowej, ale bardzo dobrej roli Krzysztofa Pieczyńskiego jako doktora Korczaka. Nie jest to może kreacja na miarę Wojciecha Pszoniaka z filmu Andrzeja Wajdy, ale też Pieczyński ma dość małą rólkę.

Warto wybrać się do kina i zobaczyć, że Polacy nie gęsi, swojego Schindlera mają. A po wyjściu zastanowić się, dlaczego nominowana do pokojowego Nobla w 2007 r. Irena Sendlerowa przegrała z Alem Gorem i jego rojeniami o globalnym ociepleniu.
Dzieci Ireny Jarockiej
Autentyczna historia życia Ireny Sendlerowej zachwyca, urzeka i budzi podziw, sam film, choć ambitny, wydaje się jednak w pełni nie odzwierciedlać czasów getta i rzeczywistych wydarzeń, jakie wówczas miały miejsce i jakie sprawiły, że postać Ireny Sendlerowej jest dziś znana i szanowana na całym świecie.

Irena Sendlerowa, to kobieta, którą śmiało można określić mianem heroicznej bohaterki, która nie miała oporów, aby przeciwstawić się Niemcom i ratować spod ich morderczych rąk żydowskie dzieci. To właśnie ona chroniła i wywoziła z getta dzieci, których śmierć miała być przesądzona, ale dzięki jej charakterowi, uporowi i pasji – nie była. Uratowała ponad 2 tysiące maluchów, które miały zginąć w warszawskim getcie w czasie II-wojny światowej.

O niej miała być historia, która wzrusza, fascynuje, budzi podziw i szacunek do tych, którzy narażali własne życie dla ratowania cudzego. I taki jest film Johna Kenta Harrisona, chociaż niektórzy po wyjściu z kina czują niedosyt i rozczarowanie. Czy jednak trzeba lać po ekranie tony krwi, pokazywać agresję, brutalność i hektolitry ludzkiego potu wymieszanego z rzezią krwi, żeby zrobić na nas wrażenie? Wydaje się, że tak, bo pobudzające nas historie filmowe takie w głównej mierze są. Ale nie ta, mimo, że „Dzieci Ireny Sendlerowej” to czasy wojny, getta i prześladowania żydowskich dzieci, to film Harrisona nie zamierza pokazać nam jatki, która tak naprawdę niczego nie wnosi i nie przekazuje. Widzimy Irenę Sendler, która nie ma żadnych wątpliwości ratując dzieci z rąk okupanta, widzimy wojnę cichą i wyniszczająca, niewrażliwą ale i nie budzącą lawiny ludzkich wnętrzności rzucanych po ekranie. Widzimy przejmujący strach dzieci przed siłą, która ma je zgładzić i determinację kobiety, która nie podda się nazistowskim zapędom na życie niewinnych. Widzimy ból i odwagę, emocje, które przeplatają się ze sobą i które każą nam na chwilę zwolnić, zamyślić się, zastanowić.

I co z tego, że kinematografia jest do kitu? Co z tego, że nie ma krwi a bohaterowie są przewidywalni, Polacy bohaterscy lub oportunistyczni, Żydzi pogodzeni ze swoim losem, a Niemcy źli. Co z tego, że muzyka Karczmarka gdzieś ginie w tle i nie daje napięcia? I jakie znacznie ma to, że sceny filmowe są nudne, przewidywalne, poprawne polityczne i moralnie, czyli takie, które nie robią nas wrażenia? I czy tak ważne jest wbijanie nas w fotel wymyślnymi sztuczkami i efektami specjalnymi, których w tym filmie nie ma? To jest życie. To jest wojna. To jest próba ratowania drugiego istnienia i bohaterstwo zwykłej kobiety, która dziś opowiadając o tym, co się wtedy stało nie mówi wzniośle, nie szczyci się tym, co zrobiła. Cieszy się, że Mogła.