Napisz własne, wymyślone opowiadanie na dowolny temat.

prosze chociaż o jakiś link ze stroną
na jakiej bedą takie opowiadania na poziomie 1 gim ;)

cos w tym stylu http://www.sciaga.pl/tekst/82770-83-opowiadanie_fantastyczne
ale mniej nienormalne xd


Odpowiedź :

Miłość właściwie jest wszędzie. W śmiechu dziecka – dźwięki składają się na pojedyncze drgania, które cieszą każdą, nawet najsmutniejszą osobę – w płaczu zdradzonej żony – perliste łzy tworzą na twarzy jasne smugi, układające się w różne kształty – w pocałunku kochanków – smak podniecenia rysuje na twarzy zakochanych różowe serduszka a dzieciątko z harfą, anielskimi skrzydełkami, trzymające w rączkach kilka czerwonych strzał, zakończonych sercem, uśmiecha się zza konarów drzew, murów i drzwi, zadowolone z wielkości uczucia, jakim jest miłość.

- Mamo, jak się rodzą złe duchy?

Pierwsze promienie wiosennego słońca wyłaniają się zza liści drzew i nieśmiało spoglądają na dzieci bawiące się w parku, małżeństwa, trzymające się za rękę i starsze pary, które z uśmiechem na pomarszczonej twarzy przyglądają się zabawom maleńkich dzieci, tak niedoświadczone w stosunku do życia, obowiązków i dorosłości.

- Rodzą się z ludzkich strachów, skarbie.

Ludzie boją się utraty bliskich, pająków, samotności. Człowiek, który nigdy nie był sam, nie ma pojęcia, co to za uczucie stracić rodzinę, przyjaciół, znajomych. Nie wie, co to gula w gardle, nie pozwalająca nawet na potok gorzkich łez i rana w sercu, której nie zagoi nawet najszczerszy uśmiech. Są nawet ludzie, którzy boją się klaunów. Starych, przyjaznych klaunów, które rozśmieszają i zabawiają nie tylko małe dzieci, lecz i dorosłych. Pewien człowiek widzi w nich potwora a makijaż na twarzy klauna jest dla niego przerażającą maską czegoś gorszego, niż najpotworniejszy strach na wróble. Ludzie boją się wszystkiego.

- A jak ktoś boi się... miłości?
- Miłości? Nikt nie boi się miłości, głuptasie.

Jest wiele definicji miłości, lecz czym tak naprawdę jest miłość? Z czego się składa? Z szacunku? Z wierności? Odpowiedzialności, zaufania i bezgranicznego kochania? Miłość jest, była i zawsze będzie nieodgadnięta. Kochać pragnie każdy człowiek. Być kochanym również. Miłość to uczucie, którego nie należy się obawiać. To ona sprawia, że świat staje się dla nas piękniejszy, kłopoty znikają lub stają się mniejsze a uśmiech nawet bez naszej woli kwitnie na ustach.

- Chciałabym spotkać dobrego ducha.
- Nie ma dobrych duchów, kochanie.
- A widziałaś wszystkie?
- No... nie.
- To skąd wiesz, że nie ma tych dobrych?

Ludzie tracą bliskich na wojnach, w wypadkach, w nieszczęśliwych zbiegach okoliczności, gdzie niewinny człowiek pojawił się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Są również ludzie, którzy z własnej woli odbierają sobie życie, raniąc tym bliskich. Bez miłości i ciepła... po co żyć? Nie warto.

(- Koniec wojny – mówi chłopiec z ulgą.
- A koszmary? – pyta kobieta, kładąc bladą, zziębniętą dłoń na ramieniu syna. Policzki chłopca różowieją nieznacznie.
- To tylko głupie sny, matko.
- Koniec wojny to koniec „głupich snów”, synu.)

Nadeszła zima. Upragniona przez dzieci, znienawidzona przez dorosłych. Zimne płatki subtelnie otulają twarze i ciała przechodniów. Jeden, samotny płatek śniegu o nieokreślonym kształcie przez przypadek zatrzymał się na nosie młodej dziewczyny, opierającej się o korę potężnego drzewa. Stojący obok chłopak z nieopisaną delikatnością strącił go z czerwonego nosa brunetki, nim ten zdążył stopnieć. Serca dwojga przyśpieszyły bicie a wnętrzności z radością zatańczyły bliżej nieopisany taniec. Dziewczyna posłała chłopcu uśmiech pełen wdzięczności i z radością wtuliła się w jego szerokie, ciepłe ramiona. Co przyniesie jutro prócz kolejnej, wielkiej dawki miłości? Bo co innego może ich spotkać, wykluczając nieopisane szczęście i radość rosnącą w sercu z każdym dniem? Nawet największe nieszczęście nie zniszczy tej miłości, która cały czas rośnie i nabiera większych rozmiarów. Miłość jest niezniszczalna.

- Ale gdyby założyć, że istnieją!
- Coś się tak uparła?
- Chciałabym wiedzieć, jak się pozbyć takiego ducha.

Moje własne opowiadanie.
A tu kolejne, jeżeli to wyżej Ci się nie spodoba.

Ciepło, lekki wiaterek i kolorowe kwiaty. Mnóstwo kwiatów. O tak, ta łąka zawsze była zapełniona różnobarwnymi kwiatami, motylami z pięknymi skrzydłami o wszelkich kolorach, wspaniałym jeziorem, nad którym w gałęziach drzew maleńkie wróżki i nimfy wiły swe gniazdka. Drzewa z ogromnymi koronami pełne były soczystych, czerwonych jabłek. Gdzieś krasnale zbierały jagody z niewielkiego lasu do swych nor, w innym zaś miejscu kuny z różkami wylegiwały się nad brzegiem jeziora, przymykając oczka przed promieniami słońca. Cała ta niezwykła kraina mieniła się wszystkimi kolorami, jakby posypano ją brokatem. Magda uwielbiała przebywać w tym miejscu, a odkąd jej rodzice postanowili się rozstać, zdarzało się to coraz częściej. Przybycie do tej cudownej krainy było bardzo proste. Wystarczyła niewielka paczuszka heroiny. Dzięki temu niewinnemu proszkowi odpływasz na dłuższy czas czując, że mógłbyś przenosić góry. Szkoda tylko, że konsekwencje zażywania narkotyków są tak straszne, a ty staczasz się coraz niżej, by zdobyć chociaż niewielką ilość heroiny. Czegokolwiek, co mogłoby złagodzić twój ból i pragnienie zażycia narkotyku po raz kolejny. Weźmiesz raz, jesteś uzależniony do końca życia. Nawet jeżeli zwyciężysz walkę, nie zwyciężysz wspomnień.

Powrót do domu w stanie, w jakim była jeszcze przed kilkoma godzinami nie był dobrym pomysłem tym bardziej, że rodzice Magdy nie mieli pojęcia o jej prawdziwej naturze. O naturze narkomanki. Dlatego odczekała kilka godzin w miejscu, w którym nie pokazuje się żaden normalny i ułożony człowiek, by później w miarę normalnym stanie powrócić do czterech ścian, które od dawna przestała nazywać domem. Niegdyś był to jeszcze jej azyl, lecz od kilku miesięcy nic nie jest takie samo. Zmieniła się ona, zmieniła się jej rodzina, zmienili przyjaciele i świat, który ją otaczał. Dziewczyna gdzieś w podświadomości wiedziała, że nie ma najmniejszych szans na powrót do dawnego życia. Wiedziała, że prędzej czy później wykończy się, lub zada ostateczny Złoty Strzał, lecz była zbyt wielkim tchórzem by zakończyć to w tym momencie. Bała się śmierci, nie ufała Bogu. Nie wierzyła w niego.
Wchodząc do domu poczuła znany od dawna odór alkoholu. Wstydziła przyznać się przed sobą, że gdzieś głęboko miała nadzieję, że to wszystko minie. Że będzie miała normalną, kochającą rodzinę bez alkoholu i bicia. Otwierając drzwi gwizdnęła cicho, słysząc tupot małych łapek. Maleńki piesek biegł w jej kierunku z wywalonym językiem, lecz zatrzymał się w połowie drogi i spojrzawszy na nią niemalże obojętnie, cofnął się kilka kroków i wrócił z powrotem na swojej miejsce w czarnym kojcu.
- I ty, Brutusie, przeciw mnie? – westchnęła ciężko, zamykając drzwi.
W rzeczywistości Brutus nie był źle nastawiony w stosunku do Magdy, lecz łudził się, że przynajmniej teraz dostanie kilka smacznych przekąsek. Bynajmniej ja król karmiony nie był, lecz i skromne okruszki zdarzały się coraz rzadziej.
Wchodząc do kuchni prawie potknęła się o porozwalane przy wejściu szklane butelki i puszki. Kopnęła je w ciemny kąt i spojrzała na mroczną posturę mężczyzny, który trzymał w dłoni niewielki, bezbarwny kieliszek. Magda zawsze popełniała ten sam błąd. Pojawiała się w najmniej odpowiednim momencie.
- Nakarm tego przeklętego psa, bo inaczej sam się nim zajmę – zagroził, patrząc na nią znad kieliszka. Gdyby wzrok mógł zabijać..., pomyślała. Nie przejęła się władczym tonem ojca, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
- Mama wie, że ją zdradzasz? – zapytała otwarcie. Oczy ojca Magdy momentalnie zmieniły kształt na owal pięciozłotówek. Zaskoczony bezczelnym pytaniem córki, wstał, przy okazji zrzucając na brudną podłogę prawie pełny kieliszek czegoś, na co dziewczyna nienawidziła patrzeć.
- Jak śmiesz? Ty mała, bezczelna...
- Czyli nie wie? – przerwała mu gwałtownie, robiąc krok w tył. Odruchowo zacisnęła chude dłonie w pięści, jakby miała przygotować się do bójki. Wiedziała, że to idiotyczne, jednak miała zamiar się bronić.
Nie trzeba było zaczynać tej rozmowy – zapiszczał złośliwy głos w jej głowie.
- Przecież wiesz, że nigdy nie zdradziłbym twojej matki... – próbował zacząć się tłumaczyć, tonem przypominając kochającego, troskliwego ojca. Ile ona by dała, żeby to nie była jedynie fałszywa maska.
- Nie! – powiedziała głośno, podnosząc rękę. – Wiesz co? Dobrze wiem, że zdradzasz mamę. Obiecałeś, że będziemy szczęśliwą rodziną. Że dacie mi to, czego nie miałam przez 6 lat. Adoptując mnie, miałam nadzieję, że trafiłam na normalnych ludzi, którzy staną się dla mnie prawdziwą rodziną. Jak zwykle się myliłam, a ty tymczasem sypiasz z jakąś flądrą! – warknęła, oczyma ciskając w niego pioruny.
- Uważaj na słowa! – syknął ostrzegawczo, podchodząc bliżej.
- A co!? Boisz się prawdy? Jakże mi przykro! – prychnęła, jak rozjuszona kotka. – Ile ją znasz? Jakiś tydzień? Mniej? I już dla niej zdradziłeś mamę. Jesteś nic nie wartym...
Gwałtowne i bardzo mocne uderzenie w policzek przerwało dalszy potok jej słów. Trzymając się za czerwone miejsce, spojrzała na ojca ze łzami w oczach.
- Kiedy odwiedzaliście mnie w domu dziecka, a później zostawialiście samą, chciałam zrobić wszystko, żebyście wrócili. Tak tęskniłam... – pokręciła głową. – Może ja naprawdę nie zasługuję na szczęście – szepnęła i zamaszystym krokiem wyszła z mieszkania.
Historia lubi się powtarzać – pomyślała z goryczą. Kilka lat temu było całkowicie inaczej.
Jakby tego było mało, Magda słyszała w swojej głowie różne głosy. Jednak nigdy się ich nie słuchała, bo przecież żadne głosy – nawet te z jej własnej głowy – nie będą jej mówić, co ma robić. Ewentualnie mogłaby z nimi podyskutować, chociaż skubańce nie były zbyt rozmowne. Musiały cierpieć na jakiś syndrom zbędnej dominacji. Magda nigdy dłużej się nad tym nie zastanawiała, choć musiała przyznać, że głosy czasami podsuwały jej naprawdę ciekawe pomysły. Szczególnie, kiedy śniła. Nie przejmowała się tym zbytnio, bo w końcu, co gorszego od braku heroiny mogło ją spotkać? Głosy były raczej nieszkodliwe. A czasami nawet jej pomagały.
Dotarłszy na miejsce, jej oczy po raz kolejny tego dnia ujrzały najbardziej zaniedbany plac zabaw, z jakim miała okazję się spotkać. Wszelkie huśtawki, drabinki i inne maszyny do zabawy pokryte były rdzą. Wiele części było odłamanych, podziurawionych i poskręcanych tak, że strach było pozwolić dziecku bawić się na tym placu z nadzieją, że nie stanie mu się krzywda. To dlatego Magda wybrała to miejsce na spotkania z paczką przyjaciół. Praktycznie nikt prócz nich nie przebywał w tym miejscu, nie licząc zbłąkanych psów i dzikich wiewiórek, więc park ten jak najbardziej nadawał się na ciche schadzki. Był bezpiecznym miejscem i zatrzymywał wszelkie usłyszane tajemnice.
Przechodząc obok pluszowego misia, który nie miał jednego oka, szybkim krokiem doszła do metalowej ławki, na której siedziała trójka chłopaków i dziewczyna, której nie powinno tu być.
- Anka? – niedowierzała Magda. – Miałaś być na odwyku.
- Powiedzmy, że już po wszystkim – uśmiechnęła się dziewczyna, przyjacielsko przytulając brunetkę.
- Nie bierzesz już? – zaciekawiona przekrzywiła głowę, wyrywając się z rąk przyjaciółki.
- Nie żartuj – prychnęła. – Narkomanem jesteś do końca życia. Nawet, jeżeli chciałabym przestać brać, nie udałoby mi się. Poza tym nie mam zamiaru rezygnować z heroiny. W przeciwieństwie do tego obok – tryskając ironią, zepchnęła chłopaka z ławki.
- Ty też miałaś z tym skończyć – stwierdził, podnosząc się z zimnej ziemi. – Nie ma żadnego „ale” – podniósł rękę, widząc, że Magda chce dodać kilka swoich słów. – Mówiłaś, że koniec z heroiną to kwestia kilku dni, ewentualnie tygodni. Kłamałaś, z resztą nie pierwszy raz – zlustrował ją od góry do dołu.
W tym momencie Magda poczuła się niesamowicie brudna. Brudna przez kłamstwa, narkotyki, a przede wszystkim przez oskarżenia przyjaciół. Racja, obiecała im, że z tym skończy. Wręcz przekonywała ich, że idzie jej coraz lepiej. Że heroina to już przeszłość. Jej policzki przybrały szkarłatny kolor, widząc oskarżenie w oczach dwójki chłopaków.
- Nie zamierzasz nic powiedzieć? – dodał. – Masz rację, nic nie mów. Lepiej milcz, niż miałabyś znowu skłamać – odwrócił wzrok.
- Nie tak zachowują się przyjaciele – wyksztusiła.
- Więc może powiesz mi, jak zachowują się przyjaciele? – wysyczał. – Mamy udawać, że nic się nie dzieje? Że nie staczasz się coraz niżej?
Nie odpowiedziała wiedząc, że mają rację. To była tylko i wyłącznie jej wina. Myślała, że będzie mogła przestać. Że heroina to nic strasznego. Weźmie raz, a później będzie mogła spokojnie ją odłożyć. Myliła się.
- Skończę z tym, obiecuję – zatracała się w oszustwach, zachwycała hipokryzją i wszystkim tym, co łączyło ją z heroiną. Kłamstwa te były jednak tak słodkie, że pragnęła, aby sączyły się w nieskończoność.
- Pomożemy ci. Przecież wiesz, że nie zostawimy cię samej – i spokojnie wlekły się dalej... – Wyjdziesz z tego.
- Anka? – Magda zwróciła się do dziewczyny widząc, że ta maskuje dziwny uśmiech.
- Dla mnie nie ma już ratunku, przecież wiesz. Zbyt daleko zaszłam – mówiła, a w jej głowie kiełkował nikczemny plan, który miała zamiar jak najszybciej wcielić w życie. To z Magdą zaczęła ćpać i z nią przestanie. A, że ona nie miała zamiaru przestać, a wręcz nie mogła, Magda też nie przestanie. Nie tak szybko.
Gdy bierzesz heroinę, wznosisz się ku górze jak Ikar i dokładnie tak samo jak syn Dedala, powoli zbliżasz się ku śmierci.