pewnego dnia moja kolezanka postanowiła pójść w góry, ale wędrówki to była dla niej pięta achillesa. już po kilku kilometrach, mimo iż mieliśmy pomyslny wiatr ona postanowiła zawrócić. powiedziałam jej wtedy " nie poddawaj się pierwsze koty za płoty, juz nie daleko". ona rozpłakała się jak ciepłe kluski. postanowiłam ze nie puszcze jej tego płazem i dojdziemy na szczyt. próbowałam ja jakoś przekonacz ale rozmowa z nia to prawdziwa nic ariadny. nie mogłyśmy się dogadać. argumentów miałam jak na lekarstwo bo sama nie lubię wedrować, ale jak już coś zaczne to musze to skończyć. nagle ona wybuchła jak puszka pandory i krzyknęła ze dalej już nie pojdzie. zgodziłam sie wreszcie żeby zawrócić. ale postanowiłam ze dam jej nauczkę. udwałam ze nagle sie poślizgnełam i nie moge wstać. ale była przerażona! prawdziwe strachy na lachy. później rozwśmiałm sie i powiedział ze to był zart. pozniej wróciłyśmy do domu.