Pomoże ktoś??


Wypisz z tekstu cztery związki wyrazowe opisujące twarz Szopena. Podkreśl w nich

przymiotniki.






tekst:

Pani Teresa Zawadzka obraca w ręku otrzymany przed chwilą list. […] To zaproszenie na koncert

prywatny, jaki w salonach Platerów zgodził się dać Fryderyk Szopen […]… Koncert? Co jej po

koncercie? Żaden koncert nie ukoi jej wzrastającej melancholii. Drugi rok mija, jak siedzą tu, na

paryskim bruku. Przyjechali pewni, że pozostaną dwa, najwyżej trzy miesiące, a tu drugi rok, a

coraz mniejsza nadzieja powrotu… Toteż panią Teresę zjada tęsknota za krajem, za ich wsią

Dąbrówką Małą, za dąbrowieckim ogrodem, podwórzem… […]

Salon Platerów jest niski, woskowymi świecami rzęsiście oświetlony. Otwarte okna wychodzą na

niewielki ogród w stylu francuskim, starannie strzyżony. Koło pani domu skupili się poważniejsi

goście […] Brakuje tylko Mickiewicza , którego coś ważnego musiało zatrzymać, ogólnie bowiem

wiadomo, że jest rozmiłowany w muzyce Szopena. Paulina Platerówna, przystojna, wesoła panna,

opowiada właśnie o tym otaczającej ją młodzieży. – …to było w zeszłym tygodniu. Szopenek gra,

my słuchamy, słuchamy, przychodzi pan Mickiewicz, prosi, żeby nie przerywać, że tylko dlatego

przyszedł, bo usłyszał muzykę przez okno. Siada w kąciku i słucha. My również słuchamy. Naraz

wpada Walenty, że w pokoju papy pożar! Zrywamy się wszyscy, Szopenek też. Od kominka

zapaliła się kapa na łóżku, od kapy baldachim. Cały pokój pełen już ognia i dymu. Latamy, gasimy,

krzyczymy, lejemy wodę. Na koniec ugasiwszy wracamy do salonu. A gdzie pan Mickiewicz? –

pyta mama. Nie ma go. Wyszedł? Nie, kapelusz leży w sieni. Szukamy jegomości Mickiewicza, a

on siedzi w kątku, jak siedział. Nic o niczym nie wie. „Ach, to pan już przestał grać? – powiada do

Frycka . – A ja się tak zasłuchałem, że zdawało mi się, iż pan ciągle jeszcze gra… To było bardzo

piękne…”.

I poszedł. Dziwak z tego pana Mickiewicza. – Szopenek także jest dziwak, a do tego gbur –

zauważyła wydymając wargi piękna Ludwika Komarówna, siostra Delfiny Potockiej. – Ale co ty

opowiadasz?! Szopenek gbur?! Przecież to najdelikatniejszy, najwytworniejszy człowiek, jakiego

sobie można wyobrazić! – Jak z kim widocznie. Ze mną obszedł się szkaradnie. Delfina uprosiła go,

żeby mi dał parę lekcji. […] Uderzyłam pierwszy akord, a on jak nie skoczy: „Co to?! – wrzasnął. –

Czy to pies zaszczekał?!” I nie chciał więcej słuchać… – O, być jego uczennicą to rzeczywiście

niełatwa rzecz! Wymaga, żeby uderzać aksamitnie, choć mocno, a to tylko on jeden na świecie

potrafi… – A wiecie, że pierwszy jego polonez był drukowany, kiedy miał osiem lat?… […] –

Css… cicho, bo już jest, a nie lubi, kiedy o nim mówić… […] W salonie zaległ półmrok. Paliły się

tylko świece przy fortepianie, oświetlając postać młodego muzyka. Był smukły, szczupły, za

szczupły, o charakterystycznej twarzy. Wielkie ciemne oczy, wąski rasowy nos, namiętne, trochę

gorzkie usta, zapadłe skronie i płaskie, chude policzki. […] Spojrzał po ściemniałej sali, potem w

okna, za którymi skupiała się gromadka służby miejscowej oraz przybyłej z gośćmi, usiadł i zaczął

grać… […] Wiązał z sobą dźwięki oszałamiające bogactwem. Mową nie mówioną, porozumieniem

nawiązanym tajemnie między nim a słuchaczami, dał im odczuć, że to, co gra – to Polska. Polska i

ich tęsknota ku niej. Wygrywał własne ich dusze, wyciągał na jaw uczucia i zmieniał na tony.

Zaklętą mocą geniuszu sprawił, że każdy w jego muzyce odnalazł to, za czym tęsknił najbardziej.

[…] Kasia, stojąca z resztą służby za otwartym oknem, oniemiała ze zdumienia, bo zdało jej się, że

żaby rechocą w dąbrowieckim stawie tak samo jak wtedy, kiedy się z Jaśkiem zmawiała… Zaś

Kacper trącił ją w bok z przejęcia i rozradował się w sobie, bo zajęczały skrzypeczki, zachrypiały

basy, a bębenek weselny rozdudnił się swoim du… du… du… I w zachwyceniu żaden ze

słuchających nie wiedział, że łzy płyną mu po twarzy… Szopen grał i grał. Oczy jego, utkwione w

jeden odległy punkt, okoliły się cieniami. Twarz zbladła jak papier. Grał długo, trzymając

wszystkich pod czarem zaklęcia, aż najcichszymi ledwie dosłyszalnymi tonami przeszedł do

milczenia. Zaległa głęboka cisza.