Odpowiedź :
Nie czas i miejsce by roztrząsać jak do tego doszło. Przyczyny i skutki Wielkiej Schizmy są przedmiotem analiz dokonywanych przez tęgie umysły. Niby wszystko wiadomo ale .... My skoncentrujemy się na owym dniu i zdarzeniach bezpośrednio go poprzedzających oraz zaraz po nim następujących. W okolicach roku 1050 dochodzi do dwóch bardzo ważnych wydarzeń politycznych w szeroko rozumianym basenie Morza Śródziemnego (czyli w ówczesnym świecie). Normanowie umacniają swoje władztwo nad Sycylią a Bizantyjczycy nad Armenią. Niby nic, co polityka ma do wiary? A ma i to dużo. Normanowie postanawiają w ramach tegoż umocnienia nakazać zamieszkującym Sycylię Grekom (czyli większości mieszkańców) odprawianie nabożeństw w kościołach modo romano. Bizantyjczycy opanowawszy Armenię postanawiaj+ zunifikować tamtejszy Kościół z Kościołem Konstantynopola. Kościół Armenii od czasów Soboru w Chalcedonie (451) uznany był za heretycki, monofizycki (tj. wyznający wiarę w tylko jedną, Boską naturę Jezusa). Do tego oskarżany był o herezję azymityzmu, czyli wykorzystywania w Eucharystii "martwego chleba", robionego na wzór żydowskich mac. Według greków, chleb konsekrowany do Liturgii ma być robiony na zakwasie, nie może być opłatkiem. Bizantyjczycy zakazują używania w Kościele chleba bezdrożdzowego. Ale to nic dziwnego. Przecież zawsze tak było, że zdobywcy ziem wprowadzali swoje obyczaje i świat się nie zawalił. A jednak! Grecy na Sycylii nie chcą modlić się po łacińsku. Nakaz bizantyjski wymierzony był w opornych Ormian ale uderzył też łacinników sprawujących swoje obrzędy przy użyciu chleba przaśnego. Patriarcha Konstantynopola, Michał pod którego jurysdykcją się znajdowali, rozkazuje zamknięcie wszystkich świątyń znajdujących się w jego jurysdykcji, w których Eucharystia celebrowana jest przy użyciu chleba przaśnego. Formalnie, jako biskup miejsca ma do tego pełne prawo. Postępowanie Michała jest całkowicie zgodne z prawem kanonicznym, ze zdrowym rozsądkiem nie. Równolegle Normanowie zamykają świątynie greckie na Sycylii. Jest rok 1052, do starych sporów miedzy łacinnikami a grekami (najważniejszy to kwestia pochodzenia Ducha Świętego, czyli spór o Filioque) dochodzi nowy: eucharystyczny. Biskup Rzymu, papież Leon IX popiera Normanów (mimo, że wcześniej był ich więźniem), biskup Konstantynopola, patriarcha Michał zabrania wymieniania imienia papieża w dyptychach modlitewnych (wezwań wiernych o błogosławieństwo Boże dla danej osoby). Konflikt narasta. Obaj, Leon i Michał (ich podobizny widoczne na XV wiecznym greckim manuskrypcie) zdają sobie jednak sprawę, że tak być nie może. Michał wysyła w 1053 pismo do papieża. Deklaruje chęć pojednania. Papież postanawia wysłać do Konstantynopola swoich przedstawicieli, legatów, którzy mają wspólnie z patriarchą wyjaśnić sporne kwestie, uporządować sprawy i spowodować, by konflikty już więcej nie wybuchały. Otrzymują oni bardzo szerokie pełnomocnictwa, w zasadzie mają carte blanche. Leon IX, który czuje zbliżającą się śmierć, chce niedodpuścić do rozłamu, któremu udało się niecałe 200 lat wcześniej zapobiec (tzw. mała schizma lub schizma focjańska). Skład delegacji jest znamienny:
Przewodniczący: kardynał Humbert z Moyenmoutier, biskup Silva Candida, człowiek znany z odwagi i samodzielności sądów i decyzji, zdecydowany zwolennik reform Kościoła w duchu gregoriańskim, sekretarz papieża i jego najbardziej zaufany z zaufanych. Towarzyszą mu: Kanclerz Kurii biskup Fryderyk książę Lotaryński, opat Monte Cassino, który w latach 1057-58 będzie znany jako papież Stefan IX, on pierwszy ogłosi symonię (rozdawanie urzędów kościelnych przez władze świeckie i handel nimi) za grzech ciężki. Trzecim jest arcybiskup Piotr z Amalfii w Italii. Amalfia podlegała jurysdykcji partriarchy Michała. To mnisi z Amfalii są jedyną łacińską wspólnotą funkcjonującą na Górze Athos do końca XI wieku. W styczniu 1054 przybywają do Konstantynopola, gdzie są z honorem witani przez cesarza Konstantyna IX z dynastii macedońskiej. Cesarstwo Bizantyńskie znajduje się w apogeum swojego "srebrnego wieku". Potęga cesarza olśniewa hierarchów rzymskich. I to ich zwodzi, ich strategia zakłada bowiem dogadanie się z cesarzem (który nie był stroną konfliktu ani nie chciał w nim uczestniczyć na zasadach innych niż mediacja) licząc, że to on wykona za nich "brudną robotę" czyli przekona Cerulariusza (podobny schemat zastosowali legaci dwieście lat wcześniej w sporze z patriarchą Focjuszem). Ostentacyjnie lekceważą Focjusza i to był zasadniczy błąd negocjacyjny. Zamiast realizować zadaną im misję pojednania wdali się w ostry spór z Michałem.
Niestety wybór Humberta, który swoją osobą zdominuje pozostałych legatów, nie jest dobry. Jest to człowiek uparty, hardy, przykry w obejściu, nieprzejednany w swoich poglądach. Jego protagonista, Michał pochadzący z wielkiego senatorskiego rodu Cerulariuszy to też nie wzór łagodności, dyplomacji i koncyliaryzmu, daleko mu do klasy swoje poprzednika Focjusza, który swoją pełną pokory i mądrości postawą ułatwił zażegnanie rozłamu z IX wieku.
Dziś już naprawdę nie jest w stanie stwierdzić kto, kogo i czym pierwszy obraził. Czy legaci swoją postawą wobec patriarchy, gdy w czasie audiencji nie odpowiadają na zwyczajowe pozdrowienia, rzucają w niego listem papieskim (który tak naprawdę nie był napisany przez papieża ale przez samego Humberta, treść jego była ewidentnie wroga, czytamy tam:
"Kościół święty zbudowany jest na opoce, tj. na Chrystusie i na Piotrze albo Kefasie, synu Jana, który przedtem nazywał się Szymon. Nie zwyciężą go nigdy bramy piekieł, to znaczy dysputy heretyków, które zarozumiałych ludzi prowadzą na zatracenie. Obiecuje to sama Prawda, z której czerpie swoją prawdę wszystko, co jest prawdziwe: “Bramy piekieł nie zwyciężą go” [Mt 16, 18]. Tenże Syn zaświadcza, mówiąc do Piotra: “Szymonie, oto szatan...” [Lk 22,31], że uprosił u Ojca skuteczność tej obietnicy. Czyż zatem będzie ktoś tak nierozumny, by śmiał myśleć, że modlitwa Tego, u którego “chcieć” znaczy “móc”, mogłaby w czymś pozostać daremną? Czyż Stolica Księcia Apostołów, mianowicie Kościół rzymski, nie potępił, nie odrzucił i nie przezwyciężył błędów wszystkich herezji, tak przez samego Piotra, jak i przez jego następców? Czyż nie utwierdził serc braci w wierze Piotra, która dotąd nie zachwiała się i do końca nie osłabnie?..." Ostatnie zdanie odkrywa istotę sporu: rzecz idzie nie o Liturgię, nie o teologię, rzecz idzie o prymat w Kościele).
A może patriarcha, który całymy tygodniami trzymał dumnych legatów w przedpokojach swojej rezydencji? A może legaci, którzy knuli przeciwko patriarsze przed cesarzem, donosili na Michała apostolskiemu obrońcy prawdziwej wiary chrześcijańskiej. A może patriarcha, gdy zakazywał legatom odprawiać na swoim "terytorium kanonicznym" nabożeństw w rycie rzymskim i gdy przy okazji każdego kazania nie omieszkał wyzywać łacinników od heretyków? A może legaci, gdy oskarżali publicznie patriarchę i jego współpracowników o odstępstwa od wiary Jezusowej. Taka była atmosfera owego dnia, gdy późnym popołudniem Humbert i dwaj pozostali legaci weszli do Bazyliki Mądrości Bożej (Haga Sophia) i tuż przed rozpoczęciem wieczornicy (inne źródła mówią, że w trakcie liturgii, wręcz ją przerywając) złożyli na ołtarzu (tym samym, na którym za 400 lat muzułmański władca złoży pokłon Bogu) bulle wykluczającą Michała z Kościoła (a nie potępienie greckiej wiary). Zarzuty: pomijanie Filioque w Symbolu Wiary, sprawowanie Liturgii przy użyciu chleba robionego na zakwasie, wyświęcanie żonatych mężczyzn na prezbiterów, noszenie brody i tak dalej. Widzi to diakon przygotwywujący nabożeństwo, prosi Humberta by zabrał swoje pismo. Humbert i pozostali legaci wychodzą ze świątyni, w drzwiach kardynał strząsa pył ze swych stóp (starożytny gest mający oczyścić go z nieprawości miejsca w którym przebywa) i mówi: "niech Bóg patrzy i sądzi". Niemal nazajutrz wypływa z Konstantynopola do Rzymu, by obwieścić papieżowi, jakie to wielkie zwycięstwo odniósł. Leon IX tymczasem nie żyje już od 19. kwietnia, jego następcy lud i kler rzymski jeszcze nie wybrał. Michał też nie zasypywał gruszek w popiele. 20. lipca, więc jak na ówczesne warunki - piorunem, zwołuje synod, który w dniu 24.lipca ogłasza edykt wyklinający Humberta (w edykcie nie ma, tego co niektórzy późniejsi adwersarze Michała mu zarzucili: nie ma tam wyklęcia papieża, nie ma wyklęcia Kościoła rzymskiego ani ogłoszenia się "papieżem" Wschodu - nic z tych rzeczy). Mieszkańcy Konstantynopola żywo interesują się sporem i wiernie stoją za swoim biskupem. Ponoć przekupki kłociły się o to, czy Duch pochodzi od Ojca poprzez Syna, czy też od Ojca i Syna.
Schizma, mimo, że nikt tak naprawdę jej nie zauważył jest faktem. Część świadków tych wydarzeń próbuje łagodzić sytuację. Cesarz Konstantyn IX stara się na każdym kroku zachowywać wstrzemięźliwość, łagodzić nastroje, mediować.W jego obecności mnich Nicetas pali traktat o herezjach łacinników, tak aby nie pogrzewać nastrojów ulicy. Patriarcha Antiochii Piotr pisze do patriarchy Michała słynne słowa, w których podsumowywuje istotę sporu: "zostawmy brody fryzjerom, są sprawy ważniejsze" (konkretnie chodziło o to, czy kapłani mają mieć brody, tak jak na Wschodzie, czy się golić tak jak na Zachodzie). Bez skutku. Sprawy toczą się ustalonym torem. Jeszcze biskupi Wschodu będą pisać do biskupa Rzym per "adelphos" (bracie), jeszcze krucjata będzie szła uwolnić "nostri fratri christiani", jeszcze będą próby porozumienia i unii ale fakty są faktami:
1071 - cesarz- obrońca wiary traci armię w boju pod Manzikertem, cesarstwo będzie tylko miało nazwę a nie siłę;
1076 - cesarz niemiecki Henryk IV ogłasza detronizację papieża Grzegorza VII, papiestwo staje się coraz bardziej zakładnikiem bieżącej polityki świeckich monarchów;
1187 - mieszkańcy Konstantynopola dokonują pogromu, mordując wszystkich łacinników na terenie miasta;
1204 - krzyżowcy łupią Konstantynopol w sposób niewyobrażalny nawet dla ówczesnych kronikarzy
1453 - Turcy kładą ostateczny kres Imperium Romanum
1755 - synod Kościoła greckiego uznaje chrzest przyjęty w obrządku rzymskokatolickim za sakramentalnie nieważny i nakazuje ponowne chrzczenie wszystkich katolików pragnących przejść na prawosławie.
Dojdzie do fali wzajemnych oskarżeń, pomówień, walk. Pojawią się męczennicy - prawdziwi odbrońcy nieskanalnej wiary przed tymi drugimi. Burzone będą świątynie tego samego Boga w imię lepszej miłości do Niego.
Kościoł przed 16.maja 1054 też był targany niepokojami. Drogi Wschodu i Zachodu rozchodziły się konsekwentnie od podziału Cesarstwa na Wschodnie i Zachodnie. Różnice mentalności, kultury, wykształcenia, historii były tak duże, że trudno było utrzymać widoczną jedność Kościoła. Trudno było, ale ją utrzymywano. Zawsze koniec, końców wypracowywano kompromis, wybaczano sobie wzajemnie i trwano w jedności i łączności Wschodu i Zachodu w jednej wierze. Od 16. lipca 1054 już nie.
Ale myśl o powrocie do jedności nigdy nie zgasła. Przybierała różne formy, mniej lub bardziej udane ale pojawiające się co jakiś czas. 9.grudnia 1965 papież Paweł VI i patriarcha Athenogoras w trakcie symultanicznych uroczystości odbywających się w Rzymie i Konstantynopolu/Stambule uznają owe nieszczęsne ekskomuniki z lipca 1054 za nieważne. Robią to mimo, iż w roku 1054 to nie papież wyklinał patriarchę (zrobił to biskup Silva Candida) ani nie patriarcha wyklinał papieża (synod ekskomunikował Humberta).
Nie czas i miejsce by roztrząsać jak do tego doszło. Przyczyny i skutki Wielkiej Schizmy są przedmiotem analiz dokonywanych przez tęgie umysły. Niby wszystko wiadomo ale .... My skoncentrujemy się na owym dniu i zdarzeniach bezpośrednio go poprzedzających oraz zaraz po nim następujących. W okolicach roku 1050 dochodzi do dwóch bardzo ważnych wydarzeń politycznych w szeroko rozumianym basenie Morza Śródziemnego (czyli w ówczesnym świecie). Normanowie umacniają swoje władztwo nad Sycylią a Bizantyjczycy nad Armenią. Niby nic, co polityka ma do wiary? A ma i to dużo. Normanowie postanawiają w ramach tegoż umocnienia nakazać zamieszkującym Sycylię Grekom (czyli większości mieszkańców) odprawianie nabożeństw w kościołach modo romano. Bizantyjczycy opanowawszy Armenię postanawiaj+ zunifikować tamtejszy Kościół z Kościołem Konstantynopola. Kościół Armenii od czasów Soboru w Chalcedonie (451) uznany był za heretycki, monofizycki (tj. wyznający wiarę w tylko jedną, Boską naturę Jezusa). Do tego oskarżany był o herezję azymityzmu, czyli wykorzystywania w Eucharystii "martwego chleba", robionego na wzór żydowskich mac. Według greków, chleb konsekrowany do Liturgii ma być robiony na zakwasie, nie może być opłatkiem. Bizantyjczycy zakazują używania w Kościele chleba bezdrożdzowego. Ale to nic dziwnego. Przecież zawsze tak było, że zdobywcy ziem wprowadzali swoje obyczaje i świat się nie zawalił. A jednak! Grecy na Sycylii nie chcą modlić się po łacińsku. Nakaz bizantyjski wymierzony był w opornych Ormian ale uderzył też łacinników sprawujących swoje obrzędy przy użyciu chleba przaśnego. Patriarcha Konstantynopola, Michał pod którego jurysdykcją się znajdowali, rozkazuje zamknięcie wszystkich świątyń znajdujących się w jego jurysdykcji, w których Eucharystia celebrowana jest przy użyciu chleba przaśnego. Formalnie, jako biskup miejsca ma do tego pełne prawo. Postępowanie Michała jest całkowicie zgodne z prawem kanonicznym, ze zdrowym rozsądkiem nie. Równolegle Normanowie zamykają świątynie greckie na Sycylii. Jest rok 1052, do starych sporów miedzy łacinnikami a grekami (najważniejszy to kwestia pochodzenia Ducha Świętego, czyli spór o Filioque) dochodzi nowy: eucharystyczny. Biskup Rzymu, papież Leon IX popiera Normanów (mimo, że wcześniej był ich więźniem), biskup Konstantynopola, patriarcha Michał zabrania wymieniania imienia papieża w dyptychach modlitewnych (wezwań wiernych o błogosławieństwo Boże dla danej osoby). Konflikt narasta. Obaj, Leon i Michał (ich podobizny widoczne na XV wiecznym greckim manuskrypcie) zdają sobie jednak sprawę, że tak być nie może. Michał wysyła w 1053 pismo do papieża. Deklaruje chęć pojednania. Papież postanawia wysłać do Konstantynopola swoich przedstawicieli, legatów, którzy mają wspólnie z patriarchą wyjaśnić sporne kwestie, uporządować sprawy i spowodować, by konflikty już więcej nie wybuchały. Otrzymują oni bardzo szerokie pełnomocnictwa, w zasadzie mają carte blanche. Leon IX, który czuje zbliżającą się śmierć, chce niedodpuścić do rozłamu, któremu udało się niecałe 200 lat wcześniej zapobiec (tzw. mała schizma lub schizma focjańska). Skład delegacji jest znamienny:
Przewodniczący: kardynał Humbert z Moyenmoutier, biskup Silva Candida, człowiek znany z odwagi i samodzielności sądów i decyzji, zdecydowany zwolennik reform Kościoła w duchu gregoriańskim, sekretarz papieża i jego najbardziej zaufany z zaufanych. Towarzyszą mu: Kanclerz Kurii biskup Fryderyk książę Lotaryński, opat Monte Cassino, który w latach 1057-58 będzie znany jako papież Stefan IX, on pierwszy ogłosi symonię (rozdawanie urzędów kościelnych przez władze świeckie i handel nimi) za grzech ciężki. Trzecim jest arcybiskup Piotr z Amalfii w Italii. Amalfia podlegała jurysdykcji partriarchy Michała. To mnisi z Amfalii są jedyną łacińską wspólnotą funkcjonującą na Górze Athos do końca XI wieku. W styczniu 1054 przybywają do Konstantynopola, gdzie są z honorem witani przez cesarza Konstantyna IX z dynastii macedońskiej. Cesarstwo Bizantyńskie znajduje się w apogeum swojego "srebrnego wieku". Potęga cesarza olśniewa hierarchów rzymskich. I to ich zwodzi, ich strategia zakłada bowiem dogadanie się z cesarzem (który nie był stroną konfliktu ani nie chciał w nim uczestniczyć na zasadach innych niż mediacja) licząc, że to on wykona za nich "brudną robotę" czyli przekona Cerulariusza (podobny schemat zastosowali legaci dwieście lat wcześniej w sporze z patriarchą Focjuszem). Ostentacyjnie lekceważą Focjusza i to był zasadniczy błąd negocjacyjny. Zamiast realizować zadaną im misję pojednania wdali się w ostry spór z Michałem.
Niestety wybór Humberta, który swoją osobą zdominuje pozostałych legatów, nie jest dobry. Jest to człowiek uparty, hardy, przykry w obejściu, nieprzejednany w swoich poglądach. Jego protagonista, Michał pochadzący z wielkiego senatorskiego rodu Cerulariuszy to też nie wzór łagodności, dyplomacji i koncyliaryzmu, daleko mu do klasy swoje poprzednika Focjusza, który swoją pełną pokory i mądrości postawą ułatwił zażegnanie rozłamu z IX wieku.
Dziś już naprawdę nie jest w stanie stwierdzić kto, kogo i czym pierwszy obraził. Czy legaci swoją postawą wobec patriarchy, gdy w czasie audiencji nie odpowiadają na zwyczajowe pozdrowienia, rzucają w niego listem papieskim (który tak naprawdę nie był napisany przez papieża ale przez samego Humberta, treść jego była ewidentnie wroga, czytamy tam:
"Kościół święty zbudowany jest na opoce, tj. na Chrystusie i na Piotrze albo Kefasie, synu Jana, który przedtem nazywał się Szymon. Nie zwyciężą go nigdy bramy piekieł, to znaczy dysputy heretyków, które zarozumiałych ludzi prowadzą na zatracenie. Obiecuje to sama Prawda, z której czerpie swoją prawdę wszystko, co jest prawdziwe: “Bramy piekieł nie zwyciężą go” [Mt 16, 18]. Tenże Syn zaświadcza, mówiąc do Piotra: “Szymonie, oto szatan...” [Lk 22,31], że uprosił u Ojca skuteczność tej obietnicy. Czyż zatem będzie ktoś tak nierozumny, by śmiał myśleć, że modlitwa Tego, u którego “chcieć” znaczy “móc”, mogłaby w czymś pozostać daremną? Czyż Stolica Księcia Apostołów, mianowicie Kościół rzymski, nie potępił, nie odrzucił i nie przezwyciężył błędów wszystkich herezji, tak przez samego Piotra, jak i przez jego następców? Czyż nie utwierdził serc braci w wierze Piotra, która dotąd nie zachwiała się i do końca nie osłabnie?..." Ostatnie zdanie odkrywa istotę sporu: rzecz idzie nie o Liturgię, nie o teologię, rzecz idzie o prymat w Kościele).
A może patriarcha, który całymy tygodniami trzymał dumnych legatów w przedpokojach swojej rezydencji? A może legaci, którzy knuli przeciwko patriarsze przed cesarzem, donosili na Michała apostolskiemu obrońcy prawdziwej wiary chrześcijańskiej. A może patriarcha, gdy zakazywał legatom odprawiać na swoim "terytorium kanonicznym" nabożeństw w rycie rzymskim i gdy przy okazji każdego kazania nie omieszkał wyzywać łacinników od heretyków? A może legaci, gdy oskarżali publicznie patriarchę i jego współpracowników o odstępstwa od wiary Jezusowej. Taka była atmosfera owego dnia, gdy późnym popołudniem Humbert i dwaj pozostali legaci weszli do Bazyliki Mądrości Bożej (Haga Sophia) i tuż przed rozpoczęciem wieczornicy (inne źródła mówią, że w trakcie liturgii, wręcz ją przerywając) złożyli na ołtarzu (tym samym, na którym za 400 lat muzułmański władca złoży pokłon Bogu) bulle wykluczającą Michała z Kościoła (a nie potępienie greckiej wiary). Zarzuty: pomijanie Filioque w Symbolu Wiary, sprawowanie Liturgii przy użyciu chleba robionego na zakwasie, wyświęcanie żonatych mężczyzn na prezbiterów, noszenie brody i tak dalej. Widzi to diakon przygotwywujący nabożeństwo, prosi Humberta by zabrał swoje pismo. Humbert i pozostali legaci wychodzą ze świątyni, w drzwiach kardynał strząsa pył ze swych stóp (starożytny gest mający oczyścić go z nieprawości miejsca w którym przebywa) i mówi: "niech Bóg patrzy i sądzi". Niemal nazajutrz wypływa z Konstantynopola do Rzymu, by obwieścić papieżowi, jakie to wielkie zwycięstwo odniósł. Leon IX tymczasem nie żyje już od 19. kwietnia, jego następcy lud i kler rzymski jeszcze nie wybrał. Michał też nie zasypywał gruszek w popiele. 20. lipca, więc jak na ówczesne warunki - piorunem, zwołuje synod, który w dniu 24.lipca ogłasza edykt wyklinający Humberta (w edykcie nie ma, tego co niektórzy późniejsi adwersarze Michała mu zarzucili: nie ma tam wyklęcia papieża, nie ma wyklęcia Kościoła rzymskiego ani ogłoszenia się "papieżem" Wschodu - nic z tych rzeczy). Mieszkańcy Konstantynopola żywo interesują się sporem i wiernie stoją za swoim biskupem. Ponoć przekupki kłociły się o to, czy Duch pochodzi od Ojca poprzez Syna, czy też od Ojca i Syna.
Schizma, mimo, że nikt tak naprawdę jej nie zauważył jest faktem. Część świadków tych wydarzeń próbuje łagodzić sytuację. Cesarz Konstantyn IX stara się na każdym kroku zachowywać wstrzemięźliwość, łagodzić nastroje, mediować.W jego obecności mnich Nicetas pali traktat o herezjach łacinników, tak aby nie pogrzewać nastrojów ulicy. Patriarcha Antiochii Piotr pisze do patriarchy Michała słynne słowa, w których podsumowywuje istotę sporu: "zostawmy brody fryzjerom, są sprawy ważniejsze" (konkretnie chodziło o to, czy kapłani mają mieć brody, tak jak na Wschodzie, czy się golić tak jak na Zachodzie). Bez skutku. Sprawy toczą się ustalonym torem. Jeszcze biskupi Wschodu będą pisać do biskupa Rzym per "adelphos" (bracie), jeszcze krucjata będzie szła uwolnić "nostri fratri christiani", jeszcze będą próby porozumienia i unii ale fakty są faktami:
1071 - cesarz- obrońca wiary traci armię w boju pod Manzikertem, cesarstwo będzie tylko miało nazwę a nie siłę;
1076 - cesarz niemiecki Henryk IV ogłasza detronizację papieża Grzegorza VII, papiestwo staje się coraz bardziej zakładnikiem bieżącej polityki świeckich monarchów;
1187 - mieszkańcy Konstantynopola dokonują pogromu, mordując wszystkich łacinników na terenie miasta;
1204 - krzyżowcy łupią Konstantynopol w sposób niewyobrażalny nawet dla ówczesnych kronikarzy
1453 - Turcy kładą ostateczny kres Imperium Romanum
1755 - synod Kościoła greckiego uznaje chrzest przyjęty w obrządku rzymskokatolickim za sakramentalnie nieważny i nakazuje ponowne chrzczenie wszystkich katolików pragnących przejść na prawosławie.
Dojdzie do fali wzajemnych oskarżeń, pomówień, walk. Pojawią się męczennicy - prawdziwi odbrońcy nieskanalnej wiary przed tymi drugimi. Burzone będą świątynie tego samego Boga w imię lepszej miłości do Niego.
Kościoł przed 16.maja 1054 też był targany niepokojami. Drogi Wschodu i Zachodu rozchodziły się konsekwentnie od podziału Cesarstwa na Wschodnie i Zachodnie. Różnice mentalności, kultury, wykształcenia, historii były tak duże, że trudno było utrzymać widoczną jedność Kościoła. Trudno było, ale ją utrzymywano. Zawsze koniec, końców wypracowywano kompromis, wybaczano sobie wzajemnie i trwano w jedności i łączności Wschodu i Zachodu w jednej wierze. Od 16. lipca 1054 już nie.
Ale myśl o powrocie do jedności nigdy nie zgasła. Przybierała różne formy, mniej lub bardziej udane ale pojawiające się co jakiś czas. 9.grudnia 1965 papież Paweł VI i patriarcha Athenogoras w trakcie symultanicznych uroczystości odbywających się w Rzymie i Konstantynopolu/Stambule uznają owe nieszczęsne ekskomuniki z lipca 1054 za nieważne. Robią to mimo, iż w roku 1054 to nie papież wyklinał patriarchę (zrobił to biskup Silva Candida) ani nie patriarcha wyklinał papieża (synod ekskomunikował Humberta).
Przewodniczący: kardynał Humbert z Moyenmoutier, biskup Silva Candida, człowiek znany z odwagi i samodzielności sądów i decyzji, zdecydowany zwolennik reform Kościoła w duchu gregoriańskim, sekretarz papieża i jego najbardziej zaufany z zaufanych. Towarzyszą mu: Kanclerz Kurii biskup Fryderyk książę Lotaryński, opat Monte Cassino, który w latach 1057-58 będzie znany jako papież Stefan IX, on pierwszy ogłosi symonię (rozdawanie urzędów kościelnych przez władze świeckie i handel nimi) za grzech ciężki. Trzecim jest arcybiskup Piotr z Amalfii w Italii. Amalfia podlegała jurysdykcji partriarchy Michała. To mnisi z Amfalii są jedyną łacińską wspólnotą funkcjonującą na Górze Athos do końca XI wieku. W styczniu 1054 przybywają do Konstantynopola, gdzie są z honorem witani przez cesarza Konstantyna IX z dynastii macedońskiej. Cesarstwo Bizantyńskie znajduje się w apogeum swojego "srebrnego wieku". Potęga cesarza olśniewa hierarchów rzymskich. I to ich zwodzi, ich strategia zakłada bowiem dogadanie się z cesarzem (który nie był stroną konfliktu ani nie chciał w nim uczestniczyć na zasadach innych niż mediacja) licząc, że to on wykona za nich "brudną robotę" czyli przekona Cerulariusza (podobny schemat zastosowali legaci dwieście lat wcześniej w sporze z patriarchą Focjuszem). Ostentacyjnie lekceważą Focjusza i to był zasadniczy błąd negocjacyjny. Zamiast realizować zadaną im misję pojednania wdali się w ostry spór z Michałem.
Niestety wybór Humberta, który swoją osobą zdominuje pozostałych legatów, nie jest dobry. Jest to człowiek uparty, hardy, przykry w obejściu, nieprzejednany w swoich poglądach. Jego protagonista, Michał pochadzący z wielkiego senatorskiego rodu Cerulariuszy to też nie wzór łagodności, dyplomacji i koncyliaryzmu, daleko mu do klasy swoje poprzednika Focjusza, który swoją pełną pokory i mądrości postawą ułatwił zażegnanie rozłamu z IX wieku.
Dziś już naprawdę nie jest w stanie stwierdzić kto, kogo i czym pierwszy obraził. Czy legaci swoją postawą wobec patriarchy, gdy w czasie audiencji nie odpowiadają na zwyczajowe pozdrowienia, rzucają w niego listem papieskim (który tak naprawdę nie był napisany przez papieża ale przez samego Humberta, treść jego była ewidentnie wroga, czytamy tam:
"Kościół święty zbudowany jest na opoce, tj. na Chrystusie i na Piotrze albo Kefasie, synu Jana, który przedtem nazywał się Szymon. Nie zwyciężą go nigdy bramy piekieł, to znaczy dysputy heretyków, które zarozumiałych ludzi prowadzą na zatracenie. Obiecuje to sama Prawda, z której czerpie swoją prawdę wszystko, co jest prawdziwe: “Bramy piekieł nie zwyciężą go” [Mt 16, 18]. Tenże Syn zaświadcza, mówiąc do Piotra: “Szymonie, oto szatan...” [Lk 22,31], że uprosił u Ojca skuteczność tej obietnicy. Czyż zatem będzie ktoś tak nierozumny, by śmiał myśleć, że modlitwa Tego, u którego “chcieć” znaczy “móc”, mogłaby w czymś pozostać daremną? Czyż Stolica Księcia Apostołów, mianowicie Kościół rzymski, nie potępił, nie odrzucił i nie przezwyciężył błędów wszystkich herezji, tak przez samego Piotra, jak i przez jego następców? Czyż nie utwierdził serc braci w wierze Piotra, która dotąd nie zachwiała się i do końca nie osłabnie?..." Ostatnie zdanie odkrywa istotę sporu: rzecz idzie nie o Liturgię, nie o teologię, rzecz idzie o prymat w Kościele).
A może patriarcha, który całymy tygodniami trzymał dumnych legatów w przedpokojach swojej rezydencji? A może legaci, którzy knuli przeciwko patriarsze przed cesarzem, donosili na Michała apostolskiemu obrońcy prawdziwej wiary chrześcijańskiej. A może patriarcha, gdy zakazywał legatom odprawiać na swoim "terytorium kanonicznym" nabożeństw w rycie rzymskim i gdy przy okazji każdego kazania nie omieszkał wyzywać łacinników od heretyków? A może legaci, gdy oskarżali publicznie patriarchę i jego współpracowników o odstępstwa od wiary Jezusowej. Taka była atmosfera owego dnia, gdy późnym popołudniem Humbert i dwaj pozostali legaci weszli do Bazyliki Mądrości Bożej (Haga Sophia) i tuż przed rozpoczęciem wieczornicy (inne źródła mówią, że w trakcie liturgii, wręcz ją przerywając) złożyli na ołtarzu (tym samym, na którym za 400 lat muzułmański władca złoży pokłon Bogu) bulle wykluczającą Michała z Kościoła (a nie potępienie greckiej wiary). Zarzuty: pomijanie Filioque w Symbolu Wiary, sprawowanie Liturgii przy użyciu chleba robionego na zakwasie, wyświęcanie żonatych mężczyzn na prezbiterów, noszenie brody i tak dalej. Widzi to diakon przygotwywujący nabożeństwo, prosi Humberta by zabrał swoje pismo. Humbert i pozostali legaci wychodzą ze świątyni, w drzwiach kardynał strząsa pył ze swych stóp (starożytny gest mający oczyścić go z nieprawości miejsca w którym przebywa) i mówi: "niech Bóg patrzy i sądzi". Niemal nazajutrz wypływa z Konstantynopola do Rzymu, by obwieścić papieżowi, jakie to wielkie zwycięstwo odniósł. Leon IX tymczasem nie żyje już od 19. kwietnia, jego następcy lud i kler rzymski jeszcze nie wybrał. Michał też nie zasypywał gruszek w popiele. 20. lipca, więc jak na ówczesne warunki - piorunem, zwołuje synod, który w dniu 24.lipca ogłasza edykt wyklinający Humberta (w edykcie nie ma, tego co niektórzy późniejsi adwersarze Michała mu zarzucili: nie ma tam wyklęcia papieża, nie ma wyklęcia Kościoła rzymskiego ani ogłoszenia się "papieżem" Wschodu - nic z tych rzeczy). Mieszkańcy Konstantynopola żywo interesują się sporem i wiernie stoją za swoim biskupem. Ponoć przekupki kłociły się o to, czy Duch pochodzi od Ojca poprzez Syna, czy też od Ojca i Syna.
Schizma, mimo, że nikt tak naprawdę jej nie zauważył jest faktem. Część świadków tych wydarzeń próbuje łagodzić sytuację. Cesarz Konstantyn IX stara się na każdym kroku zachowywać wstrzemięźliwość, łagodzić nastroje, mediować.W jego obecności mnich Nicetas pali traktat o herezjach łacinników, tak aby nie pogrzewać nastrojów ulicy. Patriarcha Antiochii Piotr pisze do patriarchy Michała słynne słowa, w których podsumowywuje istotę sporu: "zostawmy brody fryzjerom, są sprawy ważniejsze" (konkretnie chodziło o to, czy kapłani mają mieć brody, tak jak na Wschodzie, czy się golić tak jak na Zachodzie). Bez skutku. Sprawy toczą się ustalonym torem. Jeszcze biskupi Wschodu będą pisać do biskupa Rzym per "adelphos" (bracie), jeszcze krucjata będzie szła uwolnić "nostri fratri christiani", jeszcze będą próby porozumienia i unii ale fakty są faktami:
1071 - cesarz- obrońca wiary traci armię w boju pod Manzikertem, cesarstwo będzie tylko miało nazwę a nie siłę;
1076 - cesarz niemiecki Henryk IV ogłasza detronizację papieża Grzegorza VII, papiestwo staje się coraz bardziej zakładnikiem bieżącej polityki świeckich monarchów;
1187 - mieszkańcy Konstantynopola dokonują pogromu, mordując wszystkich łacinników na terenie miasta;
1204 - krzyżowcy łupią Konstantynopol w sposób niewyobrażalny nawet dla ówczesnych kronikarzy
1453 - Turcy kładą ostateczny kres Imperium Romanum
1755 - synod Kościoła greckiego uznaje chrzest przyjęty w obrządku rzymskokatolickim za sakramentalnie nieważny i nakazuje ponowne chrzczenie wszystkich katolików pragnących przejść na prawosławie.
Dojdzie do fali wzajemnych oskarżeń, pomówień, walk. Pojawią się męczennicy - prawdziwi odbrońcy nieskanalnej wiary przed tymi drugimi. Burzone będą świątynie tego samego Boga w imię lepszej miłości do Niego.
Kościoł przed 16.maja 1054 też był targany niepokojami. Drogi Wschodu i Zachodu rozchodziły się konsekwentnie od podziału Cesarstwa na Wschodnie i Zachodnie. Różnice mentalności, kultury, wykształcenia, historii były tak duże, że trudno było utrzymać widoczną jedność Kościoła. Trudno było, ale ją utrzymywano. Zawsze koniec, końców wypracowywano kompromis, wybaczano sobie wzajemnie i trwano w jedności i łączności Wschodu i Zachodu w jednej wierze. Od 16. lipca 1054 już nie.
Ale myśl o powrocie do jedności nigdy nie zgasła. Przybierała różne formy, mniej lub bardziej udane ale pojawiające się co jakiś czas. 9.grudnia 1965 papież Paweł VI i patriarcha Athenogoras w trakcie symultanicznych uroczystości odbywających się w Rzymie i Konstantynopolu/Stambule uznają owe nieszczęsne ekskomuniki z lipca 1054 za nieważne. Robią to mimo, iż w roku 1054 to nie papież wyklinał patriarchę (zrobił to biskup Silva Candida) ani nie patriarcha wyklinał papieża (synod ekskomunikował Humberta).