Odpowiedź :
Bunt to aktywny wyraz sprzeciwu wobec otaczającego nas stanu rzeczy, panujących praw, porządku społecznego, religijnego lub obyczajowego. Jest wrodzony w naturę każdego z nas. Uaktywnia się w chwili gdy coś działa na naszą niekorzyść lub gdy widzimy, że dzieje się coś co może nam zaszkodzić w przyszłości. Człowiek najczęściej buntuje się przeciwko władzy i panującemu systemowi praw. Aby odkryć przyczyny postaw buntowniczych chciałbym sięgnąć do literatury, która okazuje się być dobrym materiałem na przedstawienie tego rodzaju zachowania (postaw).
Holden Caulfield przeżywa w gruncie rzeczy to samo co Benjamin Braddock, bohater „Absolwenta” Charlesa Webba i zrealizowanego na podstawie tej powieści urzekającego filmu Mike’a Nicholsa: podświadomą niechęć do jakiejkolwiek stabilizacji, do realizowania ustalonych nie przez siebie planów, a wszystkie jego posunięcia, dzięki którym sam pod sobą dołki kopie, są tej niechęci widomym przejawem. Jednak do gamoniowatego Benjamina, demonstrującego przedziwną mieszaninę gruboskórności i wrażliwości, jaka właściwa jest tylko dzieciom, trudno nie poczuć sympatii. W stosunku zaś do Holdena – cynicznego, zblazowanego łgarza i mitomana – równie trudno ją z siebie wykrzesać. Niby nie jest do szczętu zepsuty i bezmyślny – bo gdyby tak było, myśli czytelnik, czyż szukałby z takim zapałem upragnionej przez siostrzyczkę płyty? czy z taką czułością wspominałby zmarłego brata? – ale nabywszy płytę, zaczyna już myśleć o czym innym i przez nieuwagę ją tłucze; ale historię brata odstępuje koledze jako temat wypracowania…
Holden wydaje się nie mieć żadnych ideałów, a jego jedynym pragnieniem jest korzystanie ze wszystkich przywilejów dorosłości bez konieczności wypełniania związanych z tą dorosłością obowiązków. W odróżnieniu od swoich kolegów z internatu ma sporo sprytu i sporo fantazji, dzięki czemu, zamiast zachowywać się jak pospolity chuligan, debiutuje w roli utracjusza i bajeranta. Antypatia, jaką czuje się do bohatera, jest zarazem antypatią do warunków, w których naturalny bunt młodości, zamiast przybrać postać twórczą, realizować się w aktywności społecznikowskiej, proekologicznej czy też w sztuce, idzie w kierunku destrukcji. Zachowanie Holdena jest chore, bo chore jest całe jego otoczenie; jego bunt jest głupi i bezcelowy, bo jakiegoż celu może wyglądać człowiek wychowany w społeczeństwie, w którym wartością nie jest ani mądrość, ani miłość, ani przyjaźń, ani godność innego człowieka?...
Książka jest przykra, niesympatyczna, co nie znaczy, że nie jest ważna. Jest – i powinni ją czytać nie tylko młodzi, ale także – a może przede wszystkim – rodzice, którzy nie chcą się dochować w swoim domu kogoś takiego, jak Holden…
Holden Caulfield przeżywa w gruncie rzeczy to samo co Benjamin Braddock, bohater „Absolwenta” Charlesa Webba i zrealizowanego na podstawie tej powieści urzekającego filmu Mike’a Nicholsa: podświadomą niechęć do jakiejkolwiek stabilizacji, do realizowania ustalonych nie przez siebie planów, a wszystkie jego posunięcia, dzięki którym sam pod sobą dołki kopie, są tej niechęci widomym przejawem. Jednak do gamoniowatego Benjamina, demonstrującego przedziwną mieszaninę gruboskórności i wrażliwości, jaka właściwa jest tylko dzieciom, trudno nie poczuć sympatii. W stosunku zaś do Holdena – cynicznego, zblazowanego łgarza i mitomana – równie trudno ją z siebie wykrzesać. Niby nie jest do szczętu zepsuty i bezmyślny – bo gdyby tak było, myśli czytelnik, czyż szukałby z takim zapałem upragnionej przez siostrzyczkę płyty? czy z taką czułością wspominałby zmarłego brata? – ale nabywszy płytę, zaczyna już myśleć o czym innym i przez nieuwagę ją tłucze; ale historię brata odstępuje koledze jako temat wypracowania…
Holden wydaje się nie mieć żadnych ideałów, a jego jedynym pragnieniem jest korzystanie ze wszystkich przywilejów dorosłości bez konieczności wypełniania związanych z tą dorosłością obowiązków. W odróżnieniu od swoich kolegów z internatu ma sporo sprytu i sporo fantazji, dzięki czemu, zamiast zachowywać się jak pospolity chuligan, debiutuje w roli utracjusza i bajeranta. Antypatia, jaką czuje się do bohatera, jest zarazem antypatią do warunków, w których naturalny bunt młodości, zamiast przybrać postać twórczą, realizować się w aktywności społecznikowskiej, proekologicznej czy też w sztuce, idzie w kierunku destrukcji. Zachowanie Holdena jest chore, bo chore jest całe jego otoczenie; jego bunt jest głupi i bezcelowy, bo jakiegoż celu może wyglądać człowiek wychowany w społeczeństwie, w którym wartością nie jest ani mądrość, ani miłość, ani przyjaźń, ani godność innego człowieka?...
Książka jest przykra, niesympatyczna, co nie znaczy, że nie jest ważna. Jest – i powinni ją czytać nie tylko młodzi, ale także – a może przede wszystkim – rodzice, którzy nie chcą się dochować w swoim domu kogoś takiego, jak Holden…