Odpowiedź :
Beat Street - Takin' the beat to the streets!
Początek lat osiemdziesiątych, Nowy Jork, a konkretnie jego najczarniejsza dzielnica - Bronx. Tam właśnie rozgrywa się akcja filmu Beat Street noszącego miano jednego z pierwszych musicali Hip Hopowych. Breakdance, graffiti, deejaying i emceeing... Czegóż więcej potrzeba by ukazać miejską kulturę, jaką bez wątpienia jest HIP HOP. Obraz ten można, więc uznać za swoisty manifest...
Mimo że, fabuła nie jest zaskakująca, ani tym bardziej imponująca, film ten ogląda się z nieskrywaną radością i podziwem. Zakładając oczywiście, że ktoś lubi (a co za tym idzie rozumie) starą szkołę Hip Hopu. Jeżeli już jest się właśnie takim maniakiem to obraz ten stanie się niebywałą ucztą kulturową zdecydowanie wartą obejrzenia.
Poznajemy krótki epizod z życia DJ'a Kennego granego przez Guya Davisa, paczki jego przyjaciół - Tracy (Rae Dawn Chong), Ramona (Jon Chardiet), Charlie (Leon W. Grant), a także jego brata Lee granego przez Roberta Taylora.
Prawie cała akcja poświęcona jest tematyce muzycznej (no, bo jak inaczej skoro mówimy o musicalu) oraz całej kulturze Hip Hop tętniącej w ówczesnym okresie naturalnym dynamizmem. Główny bohater jest discjockeyem prowadzącym małe lokalne imprezy i jak każdy marzy o otwartych drzwiach do kariery. Odwiedziny klubu "Roxy", w którym na winylach szaleje Jazzy Jay stają się jego szansą. Na skutek poznania odpowiednich ludzi i oczywiście nie małych umiejętności, jakimi dysponuje udaje mu się zostać pomocnikiem Dj'a Kool Herc'a. Nagle wszystko staje się o wiele łatwiejsze, a Kenny podpisuje kontrakt z łowcą talentów. Jednocześnie, oprócz historii Kennego poznajemy wątek młodego writera Ramona, który krytykowany przez rodziców kombinuje jak stworzyć swojej dziewczynie i ich wspólnemu dziecku normalny dom. Z jednej strony malowanie jest jego całym życiem, z drugiej zaś potrafi trochę się ograniczyć, znaleźć pracę i za pomocą przyjaciół wyremontować mieszkanie. Wszystko układałoby się dobrze, lecz niestety Ramon ginie tragicznie podczas pogoni za malarzem regularnie niszczącym jego najnowsze wrzuty. Staje się to powodem do zorganizowania w klubie Roxy wielkiej imprezy celebrującej jego pamięć. Zupełnie jak w kultowym filmie Wild Style właśnie ten wielki koncert jest finałem filmu.
Beat Street! - recenzja filmu- rap graffiti breakdance
Prosta fabuła okraszona jest na każdym kroku spektakularnymi bitwami b-boy'i oraz wspaniałymi występami wokalistów i muzyków. Już sama lista wykonawców jest imponująca. W roli tancerzy zobaczyć można: Fantastic Duo, Magnificent Force (Icy Ice, Mr. Wiggles, Fable, Cosmic Pop, Fast Break), New York City Breakers (Kid Nice, Action, Glide Master, Powerful Pexster, Mr. Wave, Little Lep, Flip Rock) oraz Rock Steady Crew (Kuriaki, Devious Doze, Crazy Legs, Prince Ken Swift, Buck Four, Baby Love).
Jeżeli komuś nie wystarczy wrażeń, to na pewno lista pozostałych gwiazd rzuci go na kolana:
Afrika Bambaataa & The Soul Sonic Force + Shango (Afrika Bambaataa, Jazzy Jay, Master Globe, Mr. Biggs, Pow Wow, Amid, Wilfred Fowler), Grand Master Melle Mel and The Furious Five (Melle Mel, Scorpio, Cowboy, King Louie, Kama Kaze Kid, Tommy Gunn), Richard Sisco, Wanda Dee, Brenda Starr, The Treacherous Three (Kool Mo Dee, Special K, L.A. Sunshine), a także dziewczyny z zespołu Us Girls, czyli Sha-Rock, Lisa Lee oraz Debbie-D. Brzmi miło, nieprawdaż?
Nie tylko wspaniałe gwiazdy stanowią o wartości tego filmu. Z jednej strony pokazuje on początki kultury Hip Hop, a z drugiej brutalną rzeczywistość Bronxu lat osiemdziesiątych. Problemy społeczne, bieda i brak pracy, mimo, że stanowią tylko tło do głównych wydarzeń, to bez nich obraz ówczesnego Nowego Jorku byłby nie pełny.
Ktoś mi powiedział, że Hip Hop się zmienił i nie ma sensu wracać do takich sentymentalych produkcji. Nie zgodzę się z tym zupełnie. To tego typu filmy wracają wiarę w naszą kulturę i pozwalają poznać jej podwaliny. Bez takich ludzi jak występujący w nim Afrika Bambaataa czy Kool Herc Hip Hop nie byłby tym, czym jest. Dlatego właśnie warto to obejrzeć, przemyśleć... I może zmienić swoje podejście do reprezentowania tej kultury. Wielu naszym rodzimym hiphopowcom to właśnie by się przydało. Zdecydowanie polecam!
Początek lat osiemdziesiątych, Nowy Jork, a konkretnie jego najczarniejsza dzielnica - Bronx. Tam właśnie rozgrywa się akcja filmu Beat Street noszącego miano jednego z pierwszych musicali Hip Hopowych. Breakdance, graffiti, deejaying i emceeing... Czegóż więcej potrzeba by ukazać miejską kulturę, jaką bez wątpienia jest HIP HOP. Obraz ten można, więc uznać za swoisty manifest...
Mimo że, fabuła nie jest zaskakująca, ani tym bardziej imponująca, film ten ogląda się z nieskrywaną radością i podziwem. Zakładając oczywiście, że ktoś lubi (a co za tym idzie rozumie) starą szkołę Hip Hopu. Jeżeli już jest się właśnie takim maniakiem to obraz ten stanie się niebywałą ucztą kulturową zdecydowanie wartą obejrzenia.
Poznajemy krótki epizod z życia DJ'a Kennego granego przez Guya Davisa, paczki jego przyjaciół - Tracy (Rae Dawn Chong), Ramona (Jon Chardiet), Charlie (Leon W. Grant), a także jego brata Lee granego przez Roberta Taylora.
Prawie cała akcja poświęcona jest tematyce muzycznej (no, bo jak inaczej skoro mówimy o musicalu) oraz całej kulturze Hip Hop tętniącej w ówczesnym okresie naturalnym dynamizmem. Główny bohater jest discjockeyem prowadzącym małe lokalne imprezy i jak każdy marzy o otwartych drzwiach do kariery. Odwiedziny klubu "Roxy", w którym na winylach szaleje Jazzy Jay stają się jego szansą. Na skutek poznania odpowiednich ludzi i oczywiście nie małych umiejętności, jakimi dysponuje udaje mu się zostać pomocnikiem Dj'a Kool Herc'a. Nagle wszystko staje się o wiele łatwiejsze, a Kenny podpisuje kontrakt z łowcą talentów. Jednocześnie, oprócz historii Kennego poznajemy wątek młodego writera Ramona, który krytykowany przez rodziców kombinuje jak stworzyć swojej dziewczynie i ich wspólnemu dziecku normalny dom. Z jednej strony malowanie jest jego całym życiem, z drugiej zaś potrafi trochę się ograniczyć, znaleźć pracę i za pomocą przyjaciół wyremontować mieszkanie. Wszystko układałoby się dobrze, lecz niestety Ramon ginie tragicznie podczas pogoni za malarzem regularnie niszczącym jego najnowsze wrzuty. Staje się to powodem do zorganizowania w klubie Roxy wielkiej imprezy celebrującej jego pamięć. Zupełnie jak w kultowym filmie Wild Style właśnie ten wielki koncert jest finałem filmu.
Beat Street! - recenzja filmu- rap graffiti breakdance
Prosta fabuła okraszona jest na każdym kroku spektakularnymi bitwami b-boy'i oraz wspaniałymi występami wokalistów i muzyków. Już sama lista wykonawców jest imponująca. W roli tancerzy zobaczyć można: Fantastic Duo, Magnificent Force (Icy Ice, Mr. Wiggles, Fable, Cosmic Pop, Fast Break), New York City Breakers (Kid Nice, Action, Glide Master, Powerful Pexster, Mr. Wave, Little Lep, Flip Rock) oraz Rock Steady Crew (Kuriaki, Devious Doze, Crazy Legs, Prince Ken Swift, Buck Four, Baby Love).
Jeżeli komuś nie wystarczy wrażeń, to na pewno lista pozostałych gwiazd rzuci go na kolana:
Afrika Bambaataa & The Soul Sonic Force + Shango (Afrika Bambaataa, Jazzy Jay, Master Globe, Mr. Biggs, Pow Wow, Amid, Wilfred Fowler), Grand Master Melle Mel and The Furious Five (Melle Mel, Scorpio, Cowboy, King Louie, Kama Kaze Kid, Tommy Gunn), Richard Sisco, Wanda Dee, Brenda Starr, The Treacherous Three (Kool Mo Dee, Special K, L.A. Sunshine), a także dziewczyny z zespołu Us Girls, czyli Sha-Rock, Lisa Lee oraz Debbie-D. Brzmi miło, nieprawdaż?
Nie tylko wspaniałe gwiazdy stanowią o wartości tego filmu. Z jednej strony pokazuje on początki kultury Hip Hop, a z drugiej brutalną rzeczywistość Bronxu lat osiemdziesiątych. Problemy społeczne, bieda i brak pracy, mimo, że stanowią tylko tło do głównych wydarzeń, to bez nich obraz ówczesnego Nowego Jorku byłby nie pełny.
Ktoś mi powiedział, że Hip Hop się zmienił i nie ma sensu wracać do takich sentymentalych produkcji. Nie zgodzę się z tym zupełnie. To tego typu filmy wracają wiarę w naszą kulturę i pozwalają poznać jej podwaliny. Bez takich ludzi jak występujący w nim Afrika Bambaataa czy Kool Herc Hip Hop nie byłby tym, czym jest. Dlatego właśnie warto to obejrzeć, przemyśleć... I może zmienić swoje podejście do reprezentowania tej kultury. Wielu naszym rodzimym hiphopowcom to właśnie by się przydało. Zdecydowanie polecam!
Recenzja filmu: Edward nożycoręki
Edward Nożycoręki, to opowieść o chłopcu -cyborgu, który zamiast dłoni posiada nożyce. Ten wspaniały dramat fantasy zreżyserowany przez Tima Burtona chwyta za serca już na samym początku filmu. Malownicze, kolorowe domki, prześliczne ogródki oraz bajkowa sceneria wprawiły mnie w prawdziwy zachwyt. Film od samego początku zachęca do oglądania. Wspaniały wybór scen i tak jak już wcześniej wspomniałam - krajobrazu, dodają magi i niesamowitości wydarzeń. Potem już tylko można rozpłynąć się wygodnie siedząc w fotelu i przenieść całe ciało oraz umysł w niezwykły świat zbliżony do raju. Jednak wspaniałość ,,Edenu" nieco traci na wartości wraz z upływem wydarzeń. Niesprawiedliwość i brak tolerancji ze strony zawistnych ludzi potrafi głęboko zranić cudze uczucia. Myślę, że rok 1990 dzięki premierze tego wspaniałego dzieła stał się ważny w historii niejednego zapalonego kinomana. Według mnie film godny szczególnej uwagi, a dodatkowy plus trzeba przyznać za gwiazdorską obsadę oraz profesjonalnie zagrane role Kim i Edward. Ode mnie 6 z plusem.
To jest recenzja obszerna, z zaznaczonymi emocjami i uczuciami odbiorcy, jeżeli trzeba krótką i rzeczową to przerób lub napisz do mnie... ;P
Edward Nożycoręki, to opowieść o chłopcu -cyborgu, który zamiast dłoni posiada nożyce. Ten wspaniały dramat fantasy zreżyserowany przez Tima Burtona chwyta za serca już na samym początku filmu. Malownicze, kolorowe domki, prześliczne ogródki oraz bajkowa sceneria wprawiły mnie w prawdziwy zachwyt. Film od samego początku zachęca do oglądania. Wspaniały wybór scen i tak jak już wcześniej wspomniałam - krajobrazu, dodają magi i niesamowitości wydarzeń. Potem już tylko można rozpłynąć się wygodnie siedząc w fotelu i przenieść całe ciało oraz umysł w niezwykły świat zbliżony do raju. Jednak wspaniałość ,,Edenu" nieco traci na wartości wraz z upływem wydarzeń. Niesprawiedliwość i brak tolerancji ze strony zawistnych ludzi potrafi głęboko zranić cudze uczucia. Myślę, że rok 1990 dzięki premierze tego wspaniałego dzieła stał się ważny w historii niejednego zapalonego kinomana. Według mnie film godny szczególnej uwagi, a dodatkowy plus trzeba przyznać za gwiazdorską obsadę oraz profesjonalnie zagrane role Kim i Edward. Ode mnie 6 z plusem.
To jest recenzja obszerna, z zaznaczonymi emocjami i uczuciami odbiorcy, jeżeli trzeba krótką i rzeczową to przerób lub napisz do mnie... ;P