Bardzo proszę o wykonanie tych punktów, już tyle nerwów się najadłem.
1. Scharakteryzuj sytuację i bohaterów oraz zlokalizuj fragment w całości utworu.
2. Streść historię opowiedzianą przez ,,Jewrieja".
3. Przed jakim wyborem stanął ,,Jewriej" i jaką decyzję podjął (zacytuj)? Opisz emocje, które towarzyszą temu
wspomnieniu.
4. O co bohater prosi swego rozmówcę? Dlaczego to właśnie Herlinga wybrał na powiernika swojej tajemnicy?
5. W jaki sposób postawy obu bohaterów ilustrują znaczenie tytułu i motta utworu?
6. Określ znaczenie sceny dla ostatecznej wymowy dzieła.
Gustaw Herling-Grudziński Inny świat (fragmenty)
- W tej historii jest pewna sprawa - zaczął ostrożnie [,,Jewriej"] - jest pewna sprawa, którą przemilczałem i którą
chciałbym ci teraz powiedzieć. Nie mówiłem dotąd z nikim, bo prawdę powiedziawszy nie miałem z kim. Kiedy
wróciłem do Polski, nie znalazłem przy życiu nikogo, dosłownie nikogo z mojej bliższej i dalszej rodziny. Ale przez
tyle bezsennych nocy marzyłem o tym, aby spotkać kogoś, kto mógłby mnie zrozumieć, kto był także w obozie
sowieckim... Nie żądam od ciebie niczego, nie proszę o nic. Zmieniłem po wojnie nazwisko i za parę miesięcy, może
za rok, rozpocznę w Ameryce nowe życie. Ale zanim to się stanie, chciałbym, abyś wysłuchawszy mojej opowieści,
powiedział tylko jedno słowo: rozumiem...
- Mów - zachęciłem go, dolewając do szklanki wina - siedzieliśmy przecież w jednej celi. Po tej wojnie to prawie
tyle samo, co gdybyśmy siedzieli w jednej ławie szkolnej...
- Nie tak łatwo utrzymywałem się na stanowisku dziesiętnika w brygadzie budowlanej. W Rosji, jak wiesz, trzeba za
wszystko płacić. W lutym 1942 roku, czyli w miesiąc zaledwie po przeniesieniu mnie z ogólnych robót do baraku
technicznego, zostałem nocą wezwany do Trzeciego Oddziału. Był to okres, kiedy Rosjanie brali na Niemcach
odwet za klęski na froncie nawet w obozach. W mojej brygadzie pracowało czterech Niemców - dwóch
zrusyfikowanych zupełnie Niemców nadwołżańskich i dwóch komunistów niemieckich, którzy uciekli do Rosji w
roku 1935. Pracowali doskonale: nie miałem im nic do zarzucenia, chyba to tylko, że unikali jak ognia rozmowy na
tematy polityczne. Żądano ode mnie, abym złożył zeznanie, że słyszałem ich rozmawiających po niemiecku o
bliskim nadejściu Hitlera. [...] Oficer NKWD nie ukrywał przede mną, że jeśli odmówię, wrócę na ogólne roboty do
lasu... Miałem więc do wyboru własną śmierć lub śmierć tych czterech.
Nalał sobie wina i trzęsącą się ręką podniósł szklankę do ust. Spod przymrużonych powiek widziałem jego spoconą,
przekrzywioną strachem twarz.
I wybrałem. Miałem dość lasu i tego przeraźliwego, codziennego wywijania się od śmierci chciałem żyć.
Złożyłem zeznanie. Rozstrzelano ich za zoną dwa dni potem.
Zapanowała cisza. Postawił pustą szklankę na stoliku i skulił się na łóżku, jakby w oczekiwaniu na cios. Za ścianą
jakiś kobiecy głos zapiał fałszywym falsetem piosenkę włoską i umilkł nagle, ucięty przekleństwem. Zrobiło się
trochę chłodniej, ale słyszałem nieomal, jak rozgrzane opony samochodów odrywają się z trzaskiem od lepkiego
asfaltu.
- Gdybym powiedział to komukolwiek z ludzi, wśród których teraz żyję podjął cicho - nie uwierzyłby lub
uwierzywszy, nie podałby mi ręki. Ale ty, ty przecież wiesz, do czego nas doprowadzono. Powiedz tylko to jedno
słowo: rozumiem...
Poczułem, jak krew uderza mi do skroni, a wraz z nią cisną się w oczy dawne obrazy, wspomnienia. Ale o ileż
bardziej były zatarte wówczas, gdy tłumiłem je siłą, by uratować wiarę w ludzką godność, niż teraz, gdy nareszcie
uspokojony - spoglądam na nie jak na ostygłą przeszłość! Może wymówiłbym bez trudu to jedno słowo nazajutrz po
zwolnieniu z obozu. Może... Miałem już jednak trzy lata wolności, trzy lata wędrówek wojennych, udziału w
bitwach, normalnych uczuć, miłości, przyjaźni, życzliwości... Dni naszego życia nie są podobne do dni naszej
śmierci i prawa naszego życia nie są również prawami naszej śmierci. Wróciłem z takim trudem między ludzi i
miałbym teraz od nich dobrowolnie uciekać? Nie, nie mogłem wymówić tego słowa.
- Więc? - zapytał cicho.
Wstałem z łóżka i nie patrząc mu w oczy, podszedłem do okna. Odwrócony plecami do pokoju, słyszałem, jak
wychodzi i przymyka ostrożnie drzwi. Pchnąłem żaluzje. Na Piazza Colonna chłodny powiew popołudnia
wyprostował przechodniów jak przyduszony posuchą do ziemi łan żyta. Pijani żołnierze amerykańscy i angielscy szli
trotuarami, roztrącając Włochów, zaczepiając dziewczęta, szukając cienia pod parasolami wystaw sklepowych. [...]
Miesiąc temu skończyła się wojna. Rzym był wolny, Bruksela była wolna, Oslo było wolne, Paryż był wolny.
PARYŻ, PARYŻ.
Wyszedł z drzwi hotelu, jak ptak z przetrąconym skrzydłem przefrunął przez jezdnię i nie oglądając się za siebie,
zniknął w kotłującym się tłumie.