proszę muszę to mieć na jutro.

Dokończę opowiadanie

Gdy karawana posuwała się wolno wąwozem, pojawiły się nagle chmury i spadły krótkie deszcze. Kali przepowiedział wielką ulewę. Staś postanowił więc wyjść z wąwozu i wspiąć się na górę. Najbezpieczniejszym miejscem wydawał się teren pod ogromnym drzewem, które swoją rozłożystą koroną stanowiło jakby parasol ochronny przed przewidywaną burzą. Mężczyźni, czyli Kali i Staś postanowili zabezpieczyć teren budując ochronną zeribę, zbierając drewno na opał i rozpalając ognisko. Następnie rozbili namiot dla małej Nel, który został umiejscowiony nieopodal kopca termitów.
Czas mijał szybko, zaczął nastawać mrok. Nagle z oddali, do uszu wędrowców, zaczęły dobiegać odgłosy dzikich zwierząt. Wszyscy zamarli ze strachu. Również zwierzęta okazywały lęk zbijając się w gromadę, zbliżając się do ognia i tym samym napierając na zeribę. W tym samym czasie zaczął padać deszcz i nadeszła wichura. Ulewa w szybkim tempie przybierała na sile. Krople deszczu stawały się coraz grubsze, a wiatr coraz silniejszy. Aby chronić małą Bibi Staś zaprowadził ją do namiotu, natomiast sam wrócił i zastanawiał się jak przetrwać tą niebezpieczną noc. Z pomocą nieoczekiwanie przybył mu Kali. Murzyn spuścił powróz i polecił aby wszyscy się po niej wspięli na konary drzewa. Jako pierwsza do celu dotarła Nel, następnie Mea, na końcu zaś, jak na kapitana przystało, wspiął się Stasiu. W kryjówce zorganizowanej przez Kalego nie było sucho, jednak bezpiecznie, z dala od dzikich zwierząt, których odgłosy stawały się coraz bliższe. Nagły podmuch wiatru zerwał namiot, zniszczył zeribę zaś strugi grubego, gęstego deszczu zalały ognisko. Nastała wyjątkowa ciemność.
W pewnym momencie do uszu dzieci dobiegły przerażające ryki głodnych lwów, piski atakowanych koni, szczęk łamanych kości oraz odgłosy chłeptanej krwi. W oddali widać było połyskujące oczy hien i szakali czekających na swoją kolej.​