,,[...] i po kres swych dni zajmował się już wyłącznie cybernetyką cywilną, a wojennej ani tknął". Napisz dalszy ciąg opowieści o rządach króla Poleandra Partobona. Opowiedz co najmniej jedno zdarzenie z udziałem bohatera, zastosuj opis i dialog oraz wprowadź jeden element charakterystyczny dla literatury fantastycznonaukowej. Minimum 180 słów
Daje naj


Odpowiedź :

Nie chciał robić więcej tego, co na kraj sprowadzało jedynie nieszczęścia. Pozbył się więc wszystkich rzeczy, które o krwawych walkach mu przypominały, skupiając się jedynie na tej, która przynosić miała tylko rozrywkę. Żył jednak w tak ogromnym poczuciu winy, które zżerało go od środka niczym rdza, zaniedbane metale stojące w rogu jego pracowni. Tak więc zrodził się w jego głowie plan, zbyt szalony, a jednak tak kuszący, że chociaż czające się za rogiem konsekwencje znacznie go od tego odpychały, to jednak wizja szczęśliwych poddanych sprawiła, że ostatecznie podjął się ryzyka.

— Wasza królewska mość! To zbyt ryzykowne — mawiał jego doradca, powstrzymując go z całych sił. On jednak uparty i skupiony na celu, zdawał się zupełnie ignorować panikę, słyszalną w głosie oddanego przyjaciela.

— Spokojnie, mój drogi, spokojnie — powtarzał, pochylając się nad nowym projektem. — Wszystko będzie dobrze. — Uspokajał.

Prace nad wynalazkiem trwały przez całe lato i były na tyle obszerne, że król Poleander zlecił nawet wyjęcie niektórych elektrodów z drzew, które otaczały jego pałac. Szybko stało się jasne, że zawzięty w swoim postanowieniu mężczyzna, nie odpuści. Tak mijały miesiące. W państwie chodziły pogłoski, że Poleander zwariował i pochłonęło go to w całości, na nowo zagrażając państwu. Strach narastał w obywatelach, tworząc w Kyberze ciężką atmosferę, którą można było kroić nożem. Zresztą nic dziwnego. Chociaż panujący pokój zdawał się nie mieć końca, w mieszkańcach nadal czaiło się widmo krwawych wojen. W pałacu zresztą nie było lepiej. Nikt, oprócz wiernego przyjaciela króla, nie wiedział czym zajmuję się władca. Gotowano mu i przynoszono posiłki wprost pod drzwi pracowni, z której wychodził tylko na chwilę, aby zażyć świeżego powietrza. Mówiono, że ubrudzony od smaru, przypominał mieszkańca Afryki.

— Panie, wszyscy się niepokoją, jakoby wojna ponownie miała zając Kyberę. Co mam im rzec wasza wysokość? — pytał rozżalony. Posada doradcy, teraz spędzała mu sen z powiek. Wystarczyło, że opuścił bramy pałacu, od samego wejścia atakowany rzędem poddanych, zbywał ich pytania niezadowolonymi mruknięciami. Cóż miał poradzić? On sam niewiele wiedział, a to na co znał odpowiedź, król kazał mu zachować dla siebie.

— Mów im to, co ci nakazałem — odpowiadał ze spokojem, nadal zanurzając się w swoim projekcie.

— To nie do pomyślenia panie!

— Cierpliwości przyjacielu. Tylko cierpliwość może was ocalić. Pewnego dnia wszystko się wyjaśni.

***

Tak też się stało. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, otulając Kyberę kojącym mrokiem, drzwi pałacowego balkonu rozwarły się na oścież. Huk tromb, napędzanych przez elektrowstrząsy obudził wszystkich mieszkańców, którzy ze strachem popędzili ku otwartym wrotom pałacu.

— Poddani. — Władczy ton rozpostarł się po całej powierzchni placu. Niewielkie latające roboty, trzymały w rękach głośniki, które rozprzestrzeniały słowa przy głowach obecnych obywateli. Napięcie zdawało się rozsadzać dziedziniec od środka, wprawiając wszystkich zebranych w patetyczny nastrój. Spięci jak struna, z uniesionymi głowami zdawali się przypominać szpilki, znajdujące się na mankietach pięknej królewskiej marynarki. Nie założył majestatycznego, ciągnącego się przez całe połacie pałacowych korytarzy, płaszcza. Słyszał zdzwione szepty, czuł niepokojące spojrzenia kierowane w jego stronę. Czekał jeszcze przez chwilę, budując napięcie, które zdawało się krążyć między poddanymi, zamykając ich w ciasnym kręgu strachu. — Jak wiecie, nie byłem zbyt dobrym władcą. Mam tego świadomość, że na moich barkach spoczywa los wielu istnień, które przez moje pragnienia straciły życie. Wśród nich jest wielu waszych krewnych, których po dziś dzień opłakujecie. Nie mam nic na swoją obronę. — Głos jego wyrażający skruchę, sprawił, że i w poddanych pojawiło się współczucie. — Nie mogę oddać wam ich życia, ale chcę, aby pamięć o nich została wieczna. Przygotowałem więc dla was to... — Jego głos urwany w połowie, zdawał się być obietnicą czegoś większego. Faktycznie, po chwili pozbawione gwiazd niebo rozświetliło się masą pięknych, błyszczących gwiazd. — Stworzyłem ich tylę, aby odpowiadały liczbie ofiar — wyjaśnia. — Niech to będzie pakt między wami, a mną. Obiecuję, że dopóki wieczne gwiazdy nie zgasną, w Kyberze panować będzie spokój.

Wiwatom nie było końca. Wielu z nich płakało, patrząc na świecące na niebie elektryczne gwiazdy. Zgodnie z obietnicą, pokój trwał i trwa nadal. Wieczne gwiazdy jako obietnica po dziś dzień strzegą wrót Kybery przed rozlewem krwi, a święto ich powstania, do dziś hucznie świętowane, stało się symbolem szczęśliwego państwa.

Mam nadzieję że będzie dobrze