Odpowiedź :
Odpowiedź:
Na wschód od podhalańskiego miasteczka mieszkał pewien sierżant, prawdziwy łasuch. Często przechwalał się, że ma świetny gust i wielki posłuch wśród kucharzy. Pewnego razu udał się do filharmonii, a po przedstawieniu ochoczo ruszył do restauracji, bo nie chciało mu się pichcić kolacji w domu. Na przystawkę miał ochotę schrupać orzechy i marchew. Potem u uśmiechniętego kelnera zamówił oranżadę, racuchy z rzeżuchą, schab z chrzanem i swoje ulubione małże w sosie pokrzywowym z prażoną pszenicą. Po dwóch godzinach poprosił o rachunek. Kiedy wrócił do domu, tak go rozbolał brzuch, że obleciał go strach. Wypił nalewkę z rozchodnika, ale nie poczuł się zdrowszy. Pomyślał, że naprawdę potrzebuje pomocy lekarza. Wpadł w popłoch. Przez całą noc przeżywał prawdziwą gehennę. Rankiem wszystkie potrawy, które zjadł poprzedniego wieczoru, wydały mu się ohydne. Na szczęście po skromnym śniadaniu nasz bohater poczuł się dobrze. Może trochę schudł, ale za to docenił domową kuchnię.
Wyjaśnienie:
mam nadzieje że pomogłam