Odpowiedź :
Gdy główny bohater książki Stefana Żeromskiego „Syzyfowe Prace” udał się do rosyjskiego teatru, inspektor zaczął go wywyższać. Zabieg ten oczywiście nie był szczery, i miał służyć tylko do celów rusyfikacyjnych. Lecz czy postępowanie Marcina było dobre? Rozważmy to.
Po pierwsze, Marcin tej rusyfikacji uległ podświadomie. Nie wiedział, że inspektor wywyższa go tylko dlatego, że zachęca innych do poddawania się Rosji. Myślał, że po prostu inspektor go docenił, a jest to jedna z rzeczy, której młody człowiek potrzebuje. Myślał, że jest tym lepszym, lecz tak naprawdę był taki sam jak inni. Podczas okupacji Polski takie chwyty stosowano dość często, nie mówiąc już w ogóle o ogólnej rusyfikacji młodych ludzi w szkołach. Rosyjski język, kary za mówienie po Polsku oraz prześladowania patriotów były na porządku dziennym. Uczniów takich jak Marcin wywyższano i nagradzano za bycie posłusznym, zachęcając w ten sposób innych do poddania się i poluźnienia oporu. Patrząc na to z tego punktu widzenia, Marcin niczym nie zawinił, jednak lepiej będzie, jak przyjrzymy się jeszcze innym kwestiom.
Nie oszukujmy się, Marcin Borowicz był bystrym chłopcem. Sprytnie i szybko myślał. Jednakże tutaj dał się wykiwać. Czemu? Gdyż w ogóle się tego nie spodziewał. Gdy człowiek zostanie pochwalony, rzadko zastanawia się, czy to co zrobił było dobre czy słuszne. Jak słyszy się komplement, mózg reaguje w sposób, że od razu zapala mu się lampka o słuszności własnych słów, lub czynów, bez sprawdzania tego. Ktoś to przecież poparł, więc musi być prawdziwe. Na tym polegała pułapka. Nie dość, że czyn takiego chłopca wyróżniła osoba z autorytetem/na poziomie, ale jeszcze osoba którą w takich bezmyślnych działaniach popierano była jeszcze dzieckiem. Dlatego rusyfikatorzy skupiali się na dzieciach, gdyż najłatwiej wpadały w ich sidła.
Jednak przyjrzyjmy się tej sprawie z innej strony. Musimy bez bicia się przyznać, że Marcin zachłysnął się trochę względną wyższością. Nie był jakiś zmartwiony czy skonfundowany, a wręcz przeciwnie, dumny był, że jest na tak wysokim, przynajmniej tak myślał, poziomie. Myślę, że to była rzecz która go zgubiła. Powolne karmienie pychy, skutkujące wzrostem jej apetytu. Gdyby Marcin usiadł an chwilę, i zastanowił się nad sytuacją, historia potoczyłaby się inaczej. Lecz ten bezmyślnie pochłaniał komplementy i świecił fałszywym przykładem, dla innych, mniej rozumnych chłopców ze szkoły. Nie zmienia to faktu, że wielu chłopców z gimnazjum mogło powielić nie do końca właściwe zachowania, a wręcz szkodliwe do dalszego przetrwania Polskiego narodu.
Podsumowując, Marcin Borowicz bezmyślnie dał się wciągnąć w wir komplementów. Nie pomyślał chociaż przez chwilę o konsekwencjach swoich czynów, oraz o tym, co taki autorytet powielany przez inspektora, mógł zrobić innym uczniom. W mojej opinii, Marcin postąpił źle. Nie był już mały dzieckiem, i powinien choć w małym stopniu zorientować się, że coś jest nie tak. Jednakże, każdy z nas może wyciągnąć wnioski z postępowania Marcina, aktualne w prywatnej sferze życiowej, i zadać sobie pytanie, czy aby na pewno nikt mnie nie wykorzystuje dla własnych korzyści.
Po pierwsze, Marcin tej rusyfikacji uległ podświadomie. Nie wiedział, że inspektor wywyższa go tylko dlatego, że zachęca innych do poddawania się Rosji. Myślał, że po prostu inspektor go docenił, a jest to jedna z rzeczy, której młody człowiek potrzebuje. Myślał, że jest tym lepszym, lecz tak naprawdę był taki sam jak inni. Podczas okupacji Polski takie chwyty stosowano dość często, nie mówiąc już w ogóle o ogólnej rusyfikacji młodych ludzi w szkołach. Rosyjski język, kary za mówienie po Polsku oraz prześladowania patriotów były na porządku dziennym. Uczniów takich jak Marcin wywyższano i nagradzano za bycie posłusznym, zachęcając w ten sposób innych do poddania się i poluźnienia oporu. Patrząc na to z tego punktu widzenia, Marcin niczym nie zawinił, jednak lepiej będzie, jak przyjrzymy się jeszcze innym kwestiom.
Nie oszukujmy się, Marcin Borowicz był bystrym chłopcem. Sprytnie i szybko myślał. Jednakże tutaj dał się wykiwać. Czemu? Gdyż w ogóle się tego nie spodziewał. Gdy człowiek zostanie pochwalony, rzadko zastanawia się, czy to co zrobił było dobre czy słuszne. Jak słyszy się komplement, mózg reaguje w sposób, że od razu zapala mu się lampka o słuszności własnych słów, lub czynów, bez sprawdzania tego. Ktoś to przecież poparł, więc musi być prawdziwe. Na tym polegała pułapka. Nie dość, że czyn takiego chłopca wyróżniła osoba z autorytetem/na poziomie, ale jeszcze osoba którą w takich bezmyślnych działaniach popierano była jeszcze dzieckiem. Dlatego rusyfikatorzy skupiali się na dzieciach, gdyż najłatwiej wpadały w ich sidła.
Jednak przyjrzyjmy się tej sprawie z innej strony. Musimy bez bicia się przyznać, że Marcin zachłysnął się trochę względną wyższością. Nie był jakiś zmartwiony czy skonfundowany, a wręcz przeciwnie, dumny był, że jest na tak wysokim, przynajmniej tak myślał, poziomie. Myślę, że to była rzecz która go zgubiła. Powolne karmienie pychy, skutkujące wzrostem jej apetytu. Gdyby Marcin usiadł an chwilę, i zastanowił się nad sytuacją, historia potoczyłaby się inaczej. Lecz ten bezmyślnie pochłaniał komplementy i świecił fałszywym przykładem, dla innych, mniej rozumnych chłopców ze szkoły. Nie zmienia to faktu, że wielu chłopców z gimnazjum mogło powielić nie do końca właściwe zachowania, a wręcz szkodliwe do dalszego przetrwania Polskiego narodu.
Podsumowując, Marcin Borowicz bezmyślnie dał się wciągnąć w wir komplementów. Nie pomyślał chociaż przez chwilę o konsekwencjach swoich czynów, oraz o tym, co taki autorytet powielany przez inspektora, mógł zrobić innym uczniom. W mojej opinii, Marcin postąpił źle. Nie był już mały dzieckiem, i powinien choć w małym stopniu zorientować się, że coś jest nie tak. Jednakże, każdy z nas może wyciągnąć wnioski z postępowania Marcina, aktualne w prywatnej sferze życiowej, i zadać sobie pytanie, czy aby na pewno nikt mnie nie wykorzystuje dla własnych korzyści.