Odpowiedź :
Odpowiedź:
To był bardzo mroźny dzień, początek listopada. Wracałem po szkole do domu, stwierdziłem, że szybciej będzie przez okoliczny las. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Według moich obliczeń powinienem mieć 2 km mniej, ale 20 minut dłużej ze względu na nierówny teren.
Tak więc idę, stawiam stopę za stopą, aż w pewnym momencie zawalił mi się grunt pod nogami. Otworzyłem przerażony oczy i zorientowałem się, że wpadłem do wielkiej dziury, koło starego młyna. Jak próbowałem się podnieść, zauważyłem, że moja kostka jest cała fioletowa i spuchnięta. Zacząłem krzyczeć wniebogłosy. Niestety wydawało się, że jestem tu sam. Nikt nie odpowiadał, nie było słychać liści pod stopami. Załamałem się, ręce już miałem spierzchnięte od zimna, kostki w ogóle już nie czułem. Nagle usłyszałem szczekanie dużego psa, zacząłem z powrotem krzyczeć. Do dziury zaczął biec chłopiec z psem, niestety też nie zobaczył krawędzi dziury i wpadł wprost na mnie. Krzyknąłem z bólu:
- Miałeś mi pomóc, a nie ładować się do dziury razem ze mną!
- Ale skąd miałem wiedzieć, że tu jest dziura? Wołałeś pomocy, to chciałem pomóc! – Odpowiedział oburzony chłopak. Zauważyłem, że wygląda znajomo, miał blond włosy i niebieskie oczy, jak na swój wiek był wysoki i umięśniony. Musiałem się dowiedzieć skąd ja go znam.
- Skoro już tu jesteś, to może się przedstawisz? Nie lubię siedzieć z nieznajomymi w dziurze w lesie. – Powiedziałem, bo wyraźnie już czułem niepokój.
- Pewnie, jestem Staś Tarkowski. A to jest Saba, no mała przywitaj się! – Pies popatrzył się na mnie i pomachał ogonem. Wtedy mnie olśniło, już wiedziałem skąd ich znam.
- Cześć jestem Patryk, miło mi cię poznać. Słyszałem o Twoich przygodach, jesteś naprawdę odważny. – Powiedziałem lekko zakłopotany, że tak gwałtownie wyskoczyłem do takiego bohatera!
- Skoro już tu wpadłem to może daj, oglądnę tę Twoją kostkę. Ojć, źle to wygląda. Ale masz szczęście, że ja tu jestem, zaraz Ci z Sabą pomożemy. – Powiedział Staś i uśmiechnął się szeroko. Zdjął swój szalik i owinął mi nogę w miejscu gdzie miałem ranę. Potem wstaliśmy i wpadliśmy na pomysł, że jeśli Saba wyjdzie, to ściągnie pomoc. Ja stałem na samym dole, Staś stanął na kamieniu, brakowało mu 1,5 metra, żeby wyjść. Podałem Stasiowi Sabę, a on zrobił coś czego się nie spodziewałem. Wziął ją na ręce, zamachnął się w dół i mocno podrzucił, ona na końcu odpiła się jeszcze od jego ramion i wyleciała nad dziurę. Udało jej się wylądować zaraz obok dziury, usłyszeliśmy jak liście latają pod jej łapami. Poleciała jak strzała, szukać pomocy dla dwóch chłopców w dziurze.
- Wiesz Stasiu, ja cię przepraszam byłem nieprzyjemny, ale to dlatego, że jestem tu już naprawdę długo. Wszystko mnie boli, jest mi zimno, jestem głodny. Proszę nie gniewaj się, że byłem niemiły. – Było mi zwyczajnie wstyd, że jestem niemiły dla chłopaka, który przyszedł mi uratować życie i znalazł się w takim samym potrzasku jak ja.
- Daj spokój, nie obraziłem się. Rozumiem, że sytuacja Cię przytłoczyła. Akurat mi nie musisz tego tłumaczyć. Nauczyłem się, że każde doświadczenie kształtuje naszą osobowość, czasami dobrze, a czasami źle, ale na szczęście to Ty wybierasz drogę. – Jego słowa były tak mądre, tak trafiły do mojego serca, że postanowiłem być milszy dla ludzi z mojego otoczenie.
- Dziękuję Stasiu to bardzo ważna lekcja. Zapamiętam ją! – Przybiliśmy sobie piątkę i usłyszeliśmy jak Saba biegnie do nas z powrotem, a za nią dźwięki z wozu strażackiego.
- Ale jak ona wezwała strażaków? – Zapytałem bardzo zaskoczony Stasia, on ze stoickim spokojem odpowiedział.
- Ten pies umie więcej niż Ci się wydaje. Przeżyła z nami całą wyprawę w pustyni i w puszczy. Jest niesamowita! – Staś miał rację Saba jest naprawdę niesamowita. Wyskoczyła z bardzo głębokiej dziury, sama wezwała pomoc i wróciła ze strażakami. Postanowiłem, że jak wrócę do domu to poproszę mamę o psa, nazwę go Saba. Na pamiątkę tego niesamowitego spotkania ze Stasiem i Sabą.