Odpowiedź :
Odpowiedź:
Wyjaśnienie:
Od zarania dziejów filozofia i teologia podejmowały problem sumienia. Stary Testament określa je jako Oko Boga w człowieku, czyli uzdolnienie odczytujące fundamentalne prawo moralne, mówiące mu „czyń dobrze, a unikaj zła”, „nie czyń innemu, co tobie niemiłe”. Biblijne określenie sumienia akcentuje fakt, że źródło mierzenia jakości czynu znajduje się w sercu człowieka, które jest też symbolem miłości – wartości decydującej o jakości człowieczeństwa.
Sobór Watykański II przypomina, że w głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos wzywający go zawsze tam, gdzie potrzeba, do miłowania i czynienia dobra, a unikania zła, rozbrzmiewa w sercu nakazem... Sumienie nie tworzy zatem normy, ale ją odczytuje. Ważne jest więc, by ją jak najdokładniej i jak najuczciwiej rozeznać. Dziś jednak żyjemy w takich czasach, w których coraz powszechniejsze staje się przekonanie, iż to człowiek sam, bez odnoszenia się do prawa Bożego, może tworzyć przeróżne normy i zasady postępowania.
W konstytucji „Gaudium et spes” czytamy, że sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa. Głos ten – jak pisze Jan Paweł II w encyklice Veritatis Splendor – skłania człowieka nie tyle do skrupulatnego przestrzegania uniwersalnych norm, ile do twórczego i odpowiedzialnego podjęcia zadań osobistych, które Bóg jemu powierza. Zatem odwołanie się do sumienia jest równocześnie zatrzymaniem się przed Tym, który jest dawcą umiejętności rozróżniania dobra i zła. Sumienie jest związane nie z odejściem od siebie, ale z takim uwewnętrznieniem, dzięki któremu przeżywanie własnego człowieczeństwa staje się dotknięciem samego Stwórcy w Jego miłosnym działaniu wobec człowieka. W sumieniu dokonuje się dialog człowieka z samym sobą, ale też dialog człowieka z Bogiem. Stąd płynie wniosek, że w swych ogólnych wytycznych sumienie nigdy nie może się mylić. Spotkanie z Bogiem w sanktuarium człowieka jest wskazaniem, że nie można do końca zabić w sobie głosu Najwyższego. Można go co najwyżej stępić, uczynić głuchym, wyłączyć, ale nie zabić.
To, co naprawdę płynie z serca człowieka nie jest nigdy nakłanianiem do czynienia zła. Jeżeli ktoś popełnia grzech, jest to zawsze wyraz nieposłuszeństwa sumieniu albo efekt źle uformowanego wnętrza. Kiedy człowiek daje priorytet wadom, które są sprawnościami do czynienia zła, i ich nie koryguje, wówczas dochodzi do deformacji jego sumienia. Ale ponieważ jest ono głosem Boga, jest więc nadzieja, że ten „narząd słuchu” może zostać uzdrowiony. Zrobił to dla nas najwspanialszy Lekarz dusz, Jezus Chrystus, ustanawiając sakrament pokuty, który odradza i pobudza ludzkie serce do większej wrażliwości. Zawsze jednak ponowne wejście na drogę prawości możliwe jest dopiero po zadośćuczynieniu Bogu i człowiekowi.
Sumienie jest normą normującą człowieka, ale jest też normą normowaną, tzn. że można je formować. Jak to robić? Poprzez dialog ze Stwórcą, obcowanie ze Słowem Bożym, studium, życie sakramentalne, rekolekcje. Bardzo dobrym środkiem kształtowania sumienia jest rachunek sumienia, który powinno się robić niemal codziennie, a szczególnie dokładnie przed przystąpieniem do sakramentu pokuty. Praca nad sobą powinna polegać na tym, że eliminuje się wady, a rozwija cnoty.
Teologia moralna wyróżnia pewne „rodzaje” funkcjonowania sumienia. Jednym z nich jest sumienie przeduczynkowe, do którego człowiek powinien się odwoływać przed podjęciem decyzji, i sumienie pouczynkowe, oceniające spełniony czyn w kategorii pochwały lub nagany. Można także mówić np. o sumieniu szerokim, tzw. laksystycznym, które jest liberalne i niewrażliwe na zło, i przeciwstawnym mu - sumieniu skrupulatnym, czyli nadwrażliwym, które w postępowaniu człowieka widzi wciąż jakieś uchybienia i nieprawidłowości.
Co znaczy być człowiekiem sumienia? Posłużę się prostą ilustracją: w „Księdze Tatr” przeczytałem kiedyś historię o tym, jak znany tatrzański przewodnik oprowadzał po górach dziennikarza z Warszawy, człowieka niewierzącego, który drwiąc sobie z jego krzyżyka zawieszonego na szyi, powiedział do niego: Pan taki światły człowiek, a wierzy w takie zabobony! W odpowiedzi usłyszał: widziałem u pana portfel z pieniędzmi. Teraz kiedy jesteśmy tu, wysoko w górach, pan ma ręce zajęte ubezpieczeniem, mógłbym więc wyjąć go panu z kieszeni, a pana zepchnąć w przepaść. Powiedziałbym potem, że był to po prostu wypadek. Z całą pewnością by mi uwierzono. Nie zrobię tego jednak. A wie pan, dlaczego? Bo mam Boga w sercu. Redaktor o nic więcej już nie śmiał pytać. Tak więc być człowiekiem sumienia znaczy właśnie mieć Boga w sercu, a przez to dokonywać właściwych wyborów, emanować na zewnątrz miłością, życzliwością, pokojem, dobrocią, serdecznością...
Z Katechizmu Kościoła Katolickiego
Art. 1783. (…) Sumienie dobrze uformowane jest prawe i prawdziwe. Formułuje ono swoje sądy, kierując się rozumem, zgodnie z prawdziwym dobrem chcianym przez mądrość Stwórcy. Wychowanie sumienia jest nieodzowne w życiu każdego człowieka, który jest poddawany negatywnym wpływom, a przez grzech – kuszony do wybrania raczej własnego zdania i odrzucenia nauczania pewnego.
Art. 1792. Nieznajomość Chrystusa i Jego Ewangelii, złe przykłady dawane przez innych ludzi, zniewolenie przez uczucia, domaganie się źle pojętej autonomii sumienia, odrzucenie autorytetu Kościoła i Jego nauczania, brak nawrócenia i miłości mogą stać się początkiem wypaczeń w postawie moralnej.