opowiadanie o pechwym miejscu


Odpowiedź :

Pewnego razu a było to 22 sierpnia koło godz 15, skusiło mnie abym pojechał na nockę nad jezioro oddalone od mojego domu jakieś 35km. Pogoda dopisywała ale nie wiedziałem czy brania będą dobre. Spakowałem sprzęt do auta. Pojechałem do sklepu wędkarskiego bo musiałem zakupić zanętę i inne potrzebne rzeczy, aby wyprawa była udana. W sklepie spodobała mi sie jedna blacha i wobler a że zostało mi trochę kasy, zamiast kupić zapasową żyłkę postanowiłem kupić rzeczy wymienione wyżej(tak na wszelki wypadek jak by nic nie brało z gruntu). Podjechałem jeszcze do spożywczaka żeby kupić jakiś prowiant. Spod sklepu ruszyłem nad łowisko. Koło godz 17.30 byłem na miejscu (po drodze zatrzymała mnie drogówka). Moje ulubione miejsce było zajęte więc podszedłem do wędkarza i spytałem się czy są brania. Odpowiedział mi że złapał przez noc tylko kilka małych leszczyków (leszcze w tym jeziorze są jakby trochę skarłowaciałe), lecz to mnie nie zniechęciło bo jestem optymistą:). Znalazłem wolne miejsce niedaleko wlotu rzeki do jeziora. Rozłożyłem manatki:) sprawdziłem gruntomierzem głębokość (około 2.5m od brzegu). Postanowiłem że jedną wędkę zarzucę na kukurydzę a drugą na pęczek robaków i tak zrobiłem. Usiadłem wygodnie w fotelu i spokojnie czekałem aż mój sygnalizator da znać. Do godz 20 złapałem tylko małego leszczyka;/ i postanowiłem ściągnąć na razie zestaw z pęczkiem robaków i zarzucić bolonkę niedaleko brzegu, a na haczyk powędrowały ochotki. Po 10 minutach miałem pierwsze delikatnie branie również delikatnie zaciąłem i wyholowałem wzdręgę(nawet nie mierzyłem tylko wypuściłem bo nawet nie mała 10cm:)) i zarzuciłem znowu w to samo miejsce. Po jakimś czasie znów branie ale tym razem spławik poszedł całkowicie pod wodę. Poczekałem 5 sekund i mocno zaciąłem, a po chwili zestaw został zerwany:/. Gdy wyciągnąłem żyłkę z wody, była cała ze śluzu więc na pewno był to węgorzyk bo nie było wielkiego oporu, ale nie miałem krętlika i zerwał mi żyłkę. Złożyłem wędkę i schowałem do samochodu. Postanowiłem znów zarzucić poprzedni zestaw z pęczkiem robaków. O godzinie 2 dopiero pierwsze branie na kukurydzę i wyholowałem karpia o mierze aż 30cm:) natychmiast wypuściłem go do wody. I zarzuciłem ponownie. Godzinę później miałem branie na robaki gdy wyciągnąłem zestaw był na nim popularny już na stawie skarłowaciały leszczyk. O godzinie piątej zacząłem się pakować bo stwierdziłem że dalsze siedzenie nad wodą nie miało sensu. Gdy wszystkie rzeczy były już w samochodzie, przypomniałem sobie o nowym woblerze i błysku wahadłowym. Wziąłem swoją spiningówkę, zamknąłem samochód, i poszedłem do pobliskiego ujścia rzeki.(na stawie na spining złapałem tylko kiedyś jednego okonka, a na żywca dwa szczupaki nie przekraczające 60cm.). Na miejscu około 20m od wlotu założyłem woblera ale po 2 rzucie pechowo go zerwałem;/. Założyłem blachę i zacząłem obławiać teren. O godzinie 6 miałem pierwsze pobicie i na tym się skończyło. Nagle zobaczyłem troszkę dalej od brzegu wielkie zawirowania i wyskakujące małe rybki. Rzuciłem tam szybko ale nagle wszystko zamilkło porzucałem jeszcze kilka razy i postanowiłem że spróbuję jeszcze przy samym wlocie rzeki i pojadę do domu. I od razu za pierwszym rzutem złowiłem okonka 26cm który powędrował do wody. Ok godziny 7 powiedziałem sobie że jeszcze porzucam 5min i będę uciekał do domu. Po trzecim rzucie poczułem wielki opór i plecionka z kołowrotka zaczęła szybko się wysuwać małe rybki zaczęły wyskakiwać z wody. Po 5minutach holu myślałem że na wędce mam większego szczupaka ale szybkie odjazdy nie sugerowały tego. Po 20minutach holu zobaczyłem pod nogami wielkiego bolenia który nie miał już sił walczyć. Wziąłem go na ręce uradowany bo to był mój pierwszy boleń w życiu. Pamiątkowe zdjęcie zrobił mi wędkarz siedzący niedaleko który miał aparat. Dałem mu swój adres aby przysłał mi je potem do domu. Delikatnie zważyłem rybkę która ważyła 5kg 15gram i mierzyła 80cm. Była bardzo spasiona bo miała ikrę. Obejrzałem ją jeszcze i wypuściłem do wody bo było mi bardzo szkoda takiej rybki zabijać. Spakowałem sprzęt pożegnałem się z wędkarzem, wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Powiedziałem o tej rybie znajomym ale nie chcieli mi uwierzyć. Dopiero jak po tygodniu dostałem zdjęcia z rybą i im pokazałem patrzeli na nie ze zdumieniem. Rybkę wyciągnąłem na wędkę Jaxon o ciężarze wyrzutowym 25-30g, kołowrotku Cormoran z 9 łożyskami, i na plecionkę Konger 0.20 o wytrzymałości 8kg.