Odpowiedź :
Opisane w Ewangelii dramatyczne wydarzenia do jakich doszło na Jeziorze Galilejskim przypinają nam „Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdy chmury mu zostały dane za ubranie, a za pieluszki ciemność pierwotna. To Pan złamał jego wielkość swym prawem, wprawił wrzeciądze i bramę. I rzekł: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal”
Wydaje mi się jednak, że chyba zbyt często opis dzisiejszej Ewangelii jest przez nas odnoszony jedynie do wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, w dodatku tylko tych związanych z uciszeniem rozszalałych żywiołów przyrody.
Myślę bowiem, że nie będzie błędem jeśli powiem, że moc Jezusa jest dzisiaj dokładnie taka sama jak dwa tysiące lat temu. Co więcej odważę się powiedzieć, że ma On władzę nie tylko nad poszczególnymi żywiołami, ale nad każdą dziedziną ludzkiego życia.
Kiedy więc w moim i w Twoim życiu wzmagają się wichry pokus i namiętności, kiedy wokoło szaleje burza oskarżeń, kiedy siecze deszcze niesprawiedliwości i kiedy otwiera się topiel osamotnienia, Jezus i dzisiaj, „tu i teraz” może jednym swoim słowem postawić zaporę dla tych ataków. Jeżeli wiemy „kim On właściwie jest”, nie powinniśmy mieć problemu z przychodzeniem przed Jego oblicze z naszymi nawet najdrobniejszymi sprawami.
Nie możemy bowiem patrzeć na Boga, jako na Osobą tak zajętą „poważnymi” sprawami świata, aby nie miał czasu nas wysłuchać. Nie możemy postrzegać Go tak jak uczniowie (że sobie spokojnie śpi i nic Go nie obchodzi fakt, że Jego dzieci przechodzą przez trudne i dramatyczne chwile). My nie musimy Go budzić, lecz raczej z ufnością przedstawiać nasze prośby.
On bowiem będąc nie tylko wspaniałym i wszechmocnym Bogiem, ale również kochającym Ojcem, jest w stanie przywrócić pełny pokój i harmonię. Jego działanie nie koncentruje się tylko na uciszeniu burzy i wichru, nie tylko na zapobieżeniu kolejnej międzynarodowej wojnie, ale przede wszystkim, na przywróceniu pokoju naszemu skołatanemu problemami i zmęczonemu sercu.
Myślę jednak, że jeśli pokój zapanuje w tym newralgicznym miejscu, jego działanie obejmie też szeroki wymiar społeczny a nawet międzynarodowy. Przecież wiele sporów, kłótni i waśni, a być może nawet wojen międzynarodowych, zostało wywołanych właśnie z powodu braku porozumienia między grupami ludzi, albo z powodu nadmiernych ambicji któregoś z dyktatorów.
Dlatego też wydaje mi się, że obecny wiek powinien charakteryzować się pełnym determinacji wołaniem skierowanym ku Panu, aby przywrócił równowagę i pokój w naszym sercu. Myślę jednak, że powinniśmy wyraźnie wołać nie tyle o pokój, jaki daje świat, ale jedynie o pokój, jaki jest darem naszego Mistrza (por. J 14,27). Patrząc bowiem na coraz bardziej rozdarte serca ludzkie, na wzrastającą tu i ówdzie (szczególnie wśród młodzieży) agresję, na coraz większą nieporadność ludzkości wobec różnego typu kryzysów (mimo coraz „lepszych planów” wyjścia z sytuacji”) trzeba z całą mocą krzyczeć: „Nauczycielu - giniemy! Ratuj!”
Jeśli bowiem On nie powstrzyma swoją mocą atakujących nas fal problemów, burzy i wichru szalejącego w naszym sercu - zaleje nas wzburzone morze i zamknie się nad nami jego otchłań...
Wydaje mi się jednak, że chyba zbyt często opis dzisiejszej Ewangelii jest przez nas odnoszony jedynie do wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, w dodatku tylko tych związanych z uciszeniem rozszalałych żywiołów przyrody.
Myślę bowiem, że nie będzie błędem jeśli powiem, że moc Jezusa jest dzisiaj dokładnie taka sama jak dwa tysiące lat temu. Co więcej odważę się powiedzieć, że ma On władzę nie tylko nad poszczególnymi żywiołami, ale nad każdą dziedziną ludzkiego życia.
Kiedy więc w moim i w Twoim życiu wzmagają się wichry pokus i namiętności, kiedy wokoło szaleje burza oskarżeń, kiedy siecze deszcze niesprawiedliwości i kiedy otwiera się topiel osamotnienia, Jezus i dzisiaj, „tu i teraz” może jednym swoim słowem postawić zaporę dla tych ataków. Jeżeli wiemy „kim On właściwie jest”, nie powinniśmy mieć problemu z przychodzeniem przed Jego oblicze z naszymi nawet najdrobniejszymi sprawami.
Nie możemy bowiem patrzeć na Boga, jako na Osobą tak zajętą „poważnymi” sprawami świata, aby nie miał czasu nas wysłuchać. Nie możemy postrzegać Go tak jak uczniowie (że sobie spokojnie śpi i nic Go nie obchodzi fakt, że Jego dzieci przechodzą przez trudne i dramatyczne chwile). My nie musimy Go budzić, lecz raczej z ufnością przedstawiać nasze prośby.
On bowiem będąc nie tylko wspaniałym i wszechmocnym Bogiem, ale również kochającym Ojcem, jest w stanie przywrócić pełny pokój i harmonię. Jego działanie nie koncentruje się tylko na uciszeniu burzy i wichru, nie tylko na zapobieżeniu kolejnej międzynarodowej wojnie, ale przede wszystkim, na przywróceniu pokoju naszemu skołatanemu problemami i zmęczonemu sercu.
Myślę jednak, że jeśli pokój zapanuje w tym newralgicznym miejscu, jego działanie obejmie też szeroki wymiar społeczny a nawet międzynarodowy. Przecież wiele sporów, kłótni i waśni, a być może nawet wojen międzynarodowych, zostało wywołanych właśnie z powodu braku porozumienia między grupami ludzi, albo z powodu nadmiernych ambicji któregoś z dyktatorów.
Dlatego też wydaje mi się, że obecny wiek powinien charakteryzować się pełnym determinacji wołaniem skierowanym ku Panu, aby przywrócił równowagę i pokój w naszym sercu. Myślę jednak, że powinniśmy wyraźnie wołać nie tyle o pokój, jaki daje świat, ale jedynie o pokój, jaki jest darem naszego Mistrza (por. J 14,27). Patrząc bowiem na coraz bardziej rozdarte serca ludzkie, na wzrastającą tu i ówdzie (szczególnie wśród młodzieży) agresję, na coraz większą nieporadność ludzkości wobec różnego typu kryzysów (mimo coraz „lepszych planów” wyjścia z sytuacji”) trzeba z całą mocą krzyczeć: „Nauczycielu - giniemy! Ratuj!”
Jeśli bowiem On nie powstrzyma swoją mocą atakujących nas fal problemów, burzy i wichru szalejącego w naszym sercu - zaleje nas wzburzone morze i zamknie się nad nami jego otchłań...