Odpowiedź :
W sercu tego hardego i mężnego woja kryła się jednak niezmierna miłość do jedynej córki – Danusi. Dla niej gotów był poświęcić wszystko. Dlatego właśnie tak bardzo przeżył jej porwanie. Wiedział, ze sprawcami są Krzyżacy, lecz dla dobra dziecka nie wszczynał żadnych bójek. Cierpliwie zniósł ich żądania. Stawił się sam w Szczytnie, uprzednio poskromiwszy swój gniew i żądzę zemsty. Godna podziwu była jego wewnętrzna walka z samym sobą. Mówił: „Nie ruszę się –(...)- póki nie spętam tego gniewu, którym mógłbym zgubić, nie zaś wybawić dziecko.” Dlatego przed bramą zamku stanął jako inny człowiek, upokorzony i zhańbiony. Ale kiedy nie mógł już znieść szyderstw i kłamstw zakonników, dał się ponieść emocjom. Wcale mu się nie dziwiłam, gdyż postąpiłabym tak samo, stając w obronie dobrego imienia dziecka. Nie zniosłabym jednak bólu, jaki zadał mu komtur, żądając wypalenia oka, odcięcia języka i prawej dłoni. Podziwiałam ogromną wytrzymałość Juranda, jego męstwo i zachowanie godności w chwili zagrożenia życia. W tym momencie ze strasznego rycerza zrobiono bezbronnego i pozbawionego możliwości przetrwania starca. Tylko przypadek sprawił, ze ocalono mu życie, które i tak straciło dla niego sens po śmierci najdroższej Danusi.
Nawet mając u stóp swojego prześladowcę i kata – Zygfryda de Lowe, nie zemścił się, tylko puścił go wolno.
I jak takiego człowieka, który tyle przecierpiał można nazwać rozbójnikiem? Dla mnie był on usposobieniem męstwa, honoru i wzorem ojca, który gotów był poświecić siebie dla dobra dziecka.
Nawet mając u stóp swojego prześladowcę i kata – Zygfryda de Lowe, nie zemścił się, tylko puścił go wolno.
I jak takiego człowieka, który tyle przecierpiał można nazwać rozbójnikiem? Dla mnie był on usposobieniem męstwa, honoru i wzorem ojca, który gotów był poświecić siebie dla dobra dziecka.