Przeczytaj podane niżej fragmenty tekstów, a następnie wykonaj zadania. Tekst I Stanisław Wasylewski, Samobójstwo ostatnim krzykiem mody (fragmenty)
Pierwszą kobietą w Polsce, a może i na świecie, która poznała „ogień i łzy Wertera”, była urocza i świetna księżna – marszałkowa Elżbieta Lubomirska z Łańcuta, której młody, marzący o sławie europejskiej kandydat adwokatury Goethe czytał ustępy ze swoich Cierpień młodego Wertera. […] Można przypuszczać, że księżna wychowana w epoce sentymentalizmu odniosła się do samobójczej śmierci bohatera raczej negatywnie i zapewne wyraziła taką opinię, jaką w 50 lat później, w roku 1822, wypowie w liście do Tomasza Zana oburzona finałem Maryla Puttkamerowa. Po cóż strzela się człowiek, który powinien „zakładać swe szczęście na uczuciach serca i być najszczęśliwszym z ludzi?”. Gdy stary Goethe dawno zapomniał o Szarlocie Buff – swej młodzieńczej miłości – rozszalała istna epidemia werteryzmu, w Polsce i w Rosji najmocniej. Fikcję literacką Goethego wzięli nasi romantycy za nakaz, za obowiązek nieszczęśliwego kochanka. Każdy musiał mieć pistolet i pieścił się z myślą niebytu. Krasińskiemu wyrwała go z rąk dobra i współczująca ciotka Załuska, Słowacki tylko dlatego po zawodzie z Ludką odmyślił się, bo równocześnie nie dostał nagrody uniwersyteckiej. Bał się więc, że opinia publiczna przypisze jego śmierć tej zawiedzionej nadziei. Ale jego Kordian od lat pacholęcych bawi się myślą tą jak zabawką dziecinną. Młody Mickiewicz, przeżywający głęboko utratę Maryli i śmierć matki, skaże na śmierć przynajmniej bohatera swojego arcypoematu, Gustawa w Dziadach wileńskich. […] Czwarta część Dziadów – to walna i mocna artystycznie rozprawa z pomysłem Wertera. Ba, ale starszy, zrównoważony Krasiński pisze: „Mówią, iż czasem duch samobójstwa niesłychane obiecuje rozkosze, szepta do ucha i łudzi, i nęci, i – porywa!”. […] Literatura zrazu gloryfikowała potworną manię. Nawet w utworach z przeszłości, której obce było samobójstwo w ogóle, strzelają sobie nieszczęśni kochankowie w łeb. […] Otrzeźwiająco działa monolog popularnego ogromnie Hamleta: „Być albo nie być?...”. Szekspir wyjaśnia tam, że samobójstwo po prostu nie kalkuluje się, gdyż nie wiemy, czy po tamtej stronie jest lepiej. Gdy chorobliwe maniactwo zaczęło zagrażać porządkowi społecznemu, gdy młodzieniaszki warszawskie uśmiercali się po przeczytaniu Dziadów, gdy Szarlotta Stieglitz w Niemczech odebrała sobie życie, by dać mężowi temat literacki – zabrzmiała w literaturze trąbka do odwrotu. Filozofowie, publicyści, poeci jęli przekonywać, że to głupota i zbrodnia, że szał, obłąkanie, podłość po prostu: „Gdyby ten głupiec miał jeszcze cierpliwość przez 2–3 dni, odebrałby dobrą nowinę, pozostałby jeszcze przy życiu i służył ludzkości” – pisze Bronisław Trentowski. […] Orzeźwiła do reszty entuzjastów samobójstwa epidemia cholery, szalejąca około roku 1831 nad całą Europą i porywająca wskutek nieumiejętności zwalczania zarazy ofiary wśród najtęższych ludzi.
źródło: Stanisław Wasylewski, Samobójstwo ostatnim krzykiem mody [w tegoż:] Życie polskie w XIX wieku, Warszawa 2008, s. 97–99.
Samobójstwo, samowolne przekroczenie granicy życia i śmierci, wydaje się immanentną cechą ludzkości. Karty historii i literatury znają wiele imion słynnych samobójców: Samson, napierając na kolumny świątyni, krzyczał: „Niech zginę wraz z Filistynami”, Judasz „poszedł i powiesił się”, Petroniusz otwierał sobie żyły, żartując z przyjaciółmi, samobójczą śmiercią zakończyły swe życie Safona, Kleopatra, Jokasta, także Edyp, Katon Młodszy, a z bliższych nam Condorcet, Jean-Marie Roland i niektórzy inni żyrondyści, lord Castlereagh. […] Kolejna fala modnych rozważań o samobójstwie powróciła wraz z drugą, obserwowaną w całej Europie, falą „gorączki werterowskiej”. Nawrót tej choroby wiąże się z osobą Madame de Staël i jej dziełkiem o Niemczech, w którym entuzjastycznie wyrażała się o Werterze. Przypomnienie czynu Wertera padło na podatny grunt. Triumfujący coraz powszechniej romantyzm tworzył bowiem z samobójstwa jeden z głównych swych motywów. Wszak od sentymentalizmu emocje stały się głównymi wartościami, które skłaniały do podejmowania samodestrukcyjnych decyzji. Nie przypadkiem, mówiąc o romantyzmie, wymieniamy słowa rodem z podręcznika medycyny: szaleństwo, gorączka, choroba, melancholia, spleen. Kresem choroby bywa wszak często śmierć. Romantycy żyli w bliskim kontakcie ze śmiercią. Świadomie używamy tu określenia „kontakt”, a nie „akceptacja” czy „zbliżenie”, gdyż zabarwienie emocjonalne tych stosunków zależy w znacznej mierze od osoby przeżywającej ów stan. Czasami śmierć jawiła się jako wyzwolenie, niekiedy jako konieczność, nigdy jednak jako kres. Nie wypływała ona z negacji istnienia, ale z przemożnego umiłowania pełni życia. Dla romantyka bowiem śmierć była jedynie przemianą, etapem przejściowym do innej roli, innego znaczenia. […] Wydaje się, iż dla pokolenia rodzącego się romantyzmu pojęcie samobójstwa stało się ważnym elementem określania własnego stosunku do świata i dziejącej się rzeczywistości. W słowniku odniesień Werter stał się synonimem wszystkich samobójczych uniesień. Nic więc dziwnego, iż każdy atak na Wertera romantycy traktowali jako obrazę swych najwyższych wartości. Gdy w 1829 r. wystawiono w Warszawskim Teatrze Narodowym parodię Wertera, oburzony do żywego Maurycy Mochnacki pisał: „»Otóż to jest – wołają ci sławni ludzie – tym sposobem ginie sława narodu. Chcą nas poniemczyć. Parodiujemy Wertera; śmiejmy się z jego płaczu«. A Teatr Narodowy, idąc w pomoc obrażonej sławie narodu, wystawił parodią Wertera, śmiał się z największego dzieła Goethego i wszystko było dobrze”. Ale nie wszystko było dobrze. Romantyczni bohaterowie byli modelem ludzkiego losu, odczuwania świata, wrażliwości, reagowania. Pisaliśmy już wcześniej, iż bohaterowie romantyczni kształtowali styl bycia czytelników literatury. Musset w Spowiedzi dziecięcia wieku ujął to najdobitniej: „Dotknięty, w młodym wieku jeszcze, okropną chorobą moralną, opowiadam, co mi się zdarzyło w ciągu trzech lat. Gdybym tylko sam jeden był chory, milczałbym: ale ponieważ wielu prócz mnie cierpi na tę chorobę, piszę dla nich”. Wzory nie wypływały znikąd. Werter miał swego Jeruzalema, Gustaw – Mickiewicza. Podobnie i Kordian. Bohaterowie romantyczni należeli do rzeczywistości XIX wieku.