na podstawie tekstu sformułuj argument potwierdzający potrzebę istnienia krytyki literackiej.
TEKST:
Korzystając do woli z osiągnięć dyscyplin naukowych, krytyka literacka zasadniczo się
od nich różni, skoro jej zadaniem jest nie tylko opis, ale i ocena. Zalecana w nauce
neutralność aksjologiczna1 nie stosuje się do krytyki, wręcz przeciwnie – to, co w nauce
uchodzi za grzech, dla krytyki jest powinnością: ma oceniać, wystawiać stopnie, ferować2
wyroki. Jeśli istnieją niekwestionowane, ścisłe i spójne reguły uprawiania sztuki, sprawa jest
prosta. Tyle że wtedy krytyka nie jest potrzebna, w zupełności wystarczą kompetencje
bramkarza, który sprawdzi, czy dzieło spełnia przyjęte kryteria, a jeżeli nie spełnia, to ląduje
w koszu. Zresztą można mieć zasadne wątpliwości, czy coś, co daje się ująć w tak
precyzyjny system punktacji, zasługuje w ogóle na miano sztuki, w jakimkolwiek rozumieniu.
Chyba raczej nie.
Miejsce krytyki lokalizuje się zwyczajowo pomiędzy literaturą a publicznością. Krytyka
śledzi rozwój literatury, opisuje nowe zjawiska, ocenia je, a tym samym wskazuje
publiczności, co warto wziąć do ręki, a co omijać z daleka. W odróżnieniu od krytyki
artystycznej, muzycznej, filmowej, teatralnej – krytyka literacka operuje tym samym medium3
co dziedzina wyznaczona jej do krytykowania. W tym kontekście podział na literaturę
i publiczność, na autorów i odbiorców, na piszących i czytających, nie jest rozłączny. Bo czy
w krytyku literackim nie cenimy przede wszystkim jego talentu czytelniczego i kunsztów
pisarskich?
Żeby wykonywać obowiązki obserwatora, klasyfikatora, taksatora4
, selekcjonera,
pośrednika – żeby robić to wszystko, krytyk musi być przede wszystkim czytelnikiem. Siedzi
sobie taka/taki i czyta. Czytanie jako zawód – czy może być coś lepszego? Upierając się, że
podstawowym warunkiem jest kompetencja czytelnicza, chciałabym jednak zwrócić uwagę
na coś, co właśnie nie mieści się bez reszty w zasobach profesjonalizmu. Załóżmy, że krytyk
jest do lektury przygotowany, dysponuje rozległą wiedzą, zdążył wyrobić sobie własne
poglądy, zbudował jakiś system wartości, ma jakieś prywatne upodobania. Wszystko to
oczywiście służy kompetencji czytelniczej. Źle jednak, jeśli to, co ma w głowie, zawodowe
wyposażenie, znieczuli go na zasadniczą sprawę: że przed sobą ma książkę, indywidualne
i niepowtarzalne dzieło, nieznany świat. Trzeba dopiero odkryć sekrety jego budowy,
właściwości klimatu, warunki życia. Jeśli nie przystaje do tego, z czym już zdążyliśmy się
oswoić, to tym lepiej: będzie okazja, żeby sobie uświadomić, jak ogromne możliwości
kreacyjne tkwią w literaturze. Cóż smutniejszego niż krytyk, który do czytanej książki dobiera
się mocno już wyślizganym kluczem interpretacyjnym i dostrzega w niej tylko realizację
obiegowych schematów?