czek
- nadaw-
e
nia
atu
Był wtedy letni wieczór. Jak co dzień siedziałam na hamaku i liczyłam gwiazdy
rozświetlające ciemne niebo. Na moich kolanach spoczywał wtulony w mój bok Zazi - mały
koi, którego przyniosła dzisiaj z podwórka moja młodsza siostra. Była to jedna z tych chwil,
kiedy człowiek nie myśli o niczym, tylko zachwyca się światem. Ja podziwiałam niebo pełne
gwiazd. Jedna z nich przykuła moją uwagę. Była to nietypowa gwiazda, ponieważ migotała
raz na zielono, raz na różowo. Tymczasem wszystkie gwiazdy zliczone tego wieczoru przeze,
mnie dawały światło żółte albo niebiesko-zielone. Gdy przyglądałam się temu małemu
migocącemu punkcikowi, zaczęłam powoli zasypiać. Ciepło otulające moje ciało było zbyt
przyjemne, by mu się oprzeć, odpłynęłam więc w głęboki sen.
Gdy się obudziłam, zorientowałam, że nie jestem u siebie, na moim bawełnianym
hamaku, lecz... na małej asteroidzie. „Co się stało?"- pomyślałam. Zaczęłam panikować,
bałam się, że rodzice będą się o mnie martwić, będą mnie szukać, a może uznają, że
umarłam...
Tę gonitwę myśli przerwał nagły uścisk mej dłoni. Obróciwszy się, ujrzałam małego
chłopca. Był on drobnym blondynem o pięknych błyszczących niebieskich oczach. Nie
wiedziałam dlaczego, aie miałam nieodparte wrażenie, że już go gdzieś kiedyś spotkałam.
Przedstawił mi się jako Mały Książę. Wtedy już wiedziałam, dlaczego te wielkie oczy mnie do
siebie przyciągały. Wzdrygnęłam się, nie rozumiałam, dlaczego i jak pojawiłam się na jego
pianecie, przecież to niemożliwe, abym przeniosła się do świata książki.
Chłopiec nie czekał na jakiekolwiek moje pytania, od razu przeszedł do rzeczy i powiedział:
+ Obserwowałem cię już od pewnegb czasu, wydajesz się być całkiem samotna.
Kim jesteś, żeby mnie o to pytać? - powiedziałam, udając, że nie rozpoznałam
bohatera mojej ulubionej lektury. - Poza tym nie prosiłam cię o jakąkolwiek opinię.
Jednak słowa, które wypowiedział Mały Książę, roznieciły w mym sercu jakiś płomień.
Wyrwałam rękę z uścisku chłopca i wstałam zirytowana.
- Poczekaj! Pozwól, że zabiorę cię w pewne miejsce, zaufaj mi! - powiedział chłopiec.
Spojrzałam na Małego Księcia z błyskiem w oku - byłam ciekawa, jaką niespodziankę
przygotował, ale też bałam się tego, co mogę zobaczyć. Wiedziałam jednak, że w zasadzie
nie mam wyboru.
- Niech ci będzie - powiedziałam pod nosem i ponownie chwyciłam jego dłoń. Nagle
nad naszymi głowami zawisło stadko wędrownych ptaków. Największy z gromadki przysiadł
przy chłopcu, a ten, obejmując go za szyję, usiadł na nim. Nie wiem, w jaki sposób ja
również znalazłam się przy boku Małego Księcia na ptasim grzbiecie. Zdążyłam tylko
wyszeptać:
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
- Po prostu nie puszczaj mnie - wykrzyknął chłopiec.
Lecieliśmy tak, mijając po drodze wiele innych asteroid. Na jednej siedział Król, a jego
szata przykrywała całą małą planetę. Na kolejnej był pewien mężczyzna z dziwnym
kapeluszem na głowie. Kolejno minęliśmy Pijaka, który - jak się okazało - pił, by zapomnieć,
że pije. Potem Bankiera, który liczył gwiazdy tylko po to, żeby je posiadać. Następnie
napotkaliśmy samotnego Latarnika, a potem Geografa.
Na ostatniej asteroidzie czekał na nas ktoś szczególny. Był to piękny biały lis, miał
mądre.oczy i bujną puszystą sierść. Gdy usiedliśmy obok niego, Mały Książę powiedział:
To ona, mówiłem ci o niej...
Mówił mu o mnie? Siedziałam zszokowana i niepewna dalszego ciągu wydarzeń. Lis
spojrzał mi głęboko w oczy i rzekł:
- Ja i Mały Książę dużo o tobie rozmawialiśmy, albowiem doskwiera ci samotność, ale
boisz się poprosić o pomoc, bo chcesz udowodnić swoją samowystarczalność. Nie jest to
dobre i wiesz o tym. Przyjaciel to nie przeszkoda, to ktoś, kto właśnie weźmie cię za rękę
i wyciągnie z czarnej dziury, jaką jest samotność. Przyjaciel to ktoś, kto sprawi, że będziesz
się uśmiechać, to ktoś, na kim możesz polegać. Nie bój się prosić o pomoc, to nic złego
i zrozum, że nawet ty potrzebujesz takiej osoby. Niezależnie od tego, jak bardzo wypierasz
tę prawdę.
-
-
Spuściłam wzrok, wiedziałam, że Lis ma rację. Wmawiałam sobie, że nikogo nie
potrzebuję, bo pragnęłam pozbyć się uczucia samotności i tak wpadłam w błędne koło.
A ponieważ nie chciałam też dać tego po sobie poznać, reagowałam agresją. W moich
oczach zaczęły się zbierać łzy...
Masz rację, Lisie, dziękuję - szepnęłam.
1
także z wyrazem wdzieczności a ia przytulilam Malonn Keioria